poniedziałek, 7 sierpnia 2017

Karnawał w Wenecji (EN)


Rekonstruując artykuł z numeru 4/1997 miesięcznika FOTO zawierający tekst i zdjęcia autorstwa mojej żony z karnawału weneckiego znalazłem odpowiedź na pytanie, czy sprzęt jest ważny. Brzmi ona tak, że dobry sprzęt kiepskiemu fotografowi nie pomoże, a kiepski sprzęt dobremu fotografowi nie zaszkodzi. Byliśmy otoczeni setkami zawodowych fotografów objuczonych lustrzankami z najlepszymi obiektywami, a jednak prezentowane tutaj zdjęcia - chociaż wykonane analogowym kompaktem Pentax Zoom 105-R, uważanym za sprzęt czysto amatorski - nie ustępują oglądanym później przeze mnie efektom pracy profesjonalistów.

KARNAWAŁOWE IMPRESJE 

Moje odczucia dotyczące imprezy, zwanej umownie karnawałem w Wenecji, wiążą się przede wszystkim z dyskomfortem fizycznym spowodowanym trudnościami w poruszaniu się wśród oszalałego, gotowego do wszelkich ekstrawagancji i entuzjastycznie nastawionego wobec rzeczywistości tłumu turystów. Przybysze wykazywali niezwykła żywotność, typową raczej dla niektórych przedstawicieli wieku młodszego. Po części źródła tej upiornej aktywności można doszukiwać się w braku typowo włoskich upałów podczas karnawału. Tubylców natomiast rozpoznawało się głównie po tym, że nie byli zaopatrzeni w aparaty fotograficzne, i w ogóle – zważywszy na okoliczności – zachowywali się dość spokojnie. Niepokoił mnie jedynie dziwny wyraz ich oczu. Na tych twarzach, które nie były osłonięte maskami, malowała się postępująca rezygnacja, która chwilami przeradzała się w pragnienie dokonania jakiegoś czynu pozostającego w oczywistej sprzeczności z przyjętymi normami współżycia społecznego. Za swój osobisty sukces uważam przede wszystkim fakt, ze udało mi się przeżyć i mogę już myśleć o założeniu szkoły przetrwania. W Wenecji podczas karnawału przydają się umiejętności przeciwdziałania siłom zgniatającym oraz wykonywania zdjęć bez wchodzącej w kadr czapeczki włóczkowej, nie należącej bynajmniej do fotografowanego obiektu.

Mimo wszystko pozostały mi po weneckim karnawale również przyjemne wspomnienia, bo temat masek jest ciągle fascynujący. To, o czym do tej pory jedynie czytałam – mogłam zobaczyć na własne oczy. Magia bezpośredniego doświadczenia działa!


 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 


 
Tekst i zdjęcia: Iza Makiewicz-Brzezińska


ENGLISH VERSION

This is a recreation of an article originally published in 4/1997 issue of FOTO monthly with photos taken by my wife during Carnival in Venice. When retyping the text and viewing the images, I found an answer to the question of whether the camera equipment really matters: good gear won’t help a lousy photographer; lousy equipment won’t flaw a good photographer. In Venice we were surrounded by hundreds of professionals laden with SLRs and best lenses money can buy; still – despite being shot with a Pentax Zoom 105-R compact film camera universally recognized as a purely amateur piece of equipment - the photos presented here are in no way inferior to the results of the professionals’ coverage of the event I saw later.

My feelings about the event conventionally termed Carnival in Venice are related first of all to physical discomfort caused by difficulties in moving around amongst a maddening, ready for all kinds of extravagance and enthusiastic about the surrounding reality, crowd of tourists. The visitors displayed unique vitality, typical rather of some representatives of much younger generations. Source of this spooky activity can be partly attributable to absence of typical Italian heat during the Carnival. Locals could be recognized mainly by not being equipped with cameras; generally speaking they behaved quite calmly, given the circumstances. I was only disturbed by a strange look in their eyes. Those faces that were not covered with masks displayed progressing surrender, which at times turned into desire to commit some act obviously contradicting the generally accepted rules of social conduct. I would say that just surviving the event was a success and now I can think about establishing a survival school. During the Carnival in Venice you need dedicated skills to counter crushing forces and to take photos without a knitted cap - obviously not being part of the object you are taking photos of - getting in the frame. Nevertheless, I have also some pleasant memories of the Carnival because the topic of masks is still fascinating. I was able to see with my own eyes what I had only read about before. The magic of immediate experience works!

Text and photos: Iza Makiewicz-Brzezińska

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Edward Hartwig: Przypadek według Edwarda H.

  Rekonstrukcja rozmowy jaką w roku 1997 Iza Makiewicz-Brzezińska odbyła z gigantem polskiej fotografii – Edwardem Hartwigiem. Iza M...