![]() |
Źródło: materiały prasowe firmy Canon |
Gdy na przełomie lat 80. i 90. XX wieku używałem Canona T90, w pewnej chwili postanowiłem dodać mu do pary inną lustrzankę systemu Canon FD, będącą całkowitym przeciwieństwem tego - jak na owe czasy - zaawansowanego, elektronicznego aparatu. Mój wybór padł na Canona EF i uważam, że był trafny. Kiedy leciałem po raz pierwszy na południe Włoch i ostrzeżono mnie, że w Neapolu kradną aparaty, zabrałem EF-a i pies z kulawą nogą się nim nie zainteresował, a udało mi się zrobić wszystkie zdjęcia, które planowałem. Jest to nieco zapomniany sprzęt – myślę, że niesłusznie, szczególnie z punktu widzenia osób szukających dzisiaj niedrogich i solidnych aparatów na materiały srebrowe. Postaram się przedstawić jego wady i zalety, wiedzę zdobytą w trakcie użytkowania i wykonane aparatem zdjęcia. Przy okazji nadmienię, że osoby szukające informacji o aparacie w Internecie czeka sporo błądzenia, ponieważ wyszukiwanie hasła "Canon EF" zazwyczaj doprowadzi nas do obecnie produkowanych obiektywów Canona o takim właśnie symbolu. Kolejny mylny trop to lustrzanka Canon EF-M - pozbawiony autofokusa aparat systemu EOS. Ani jedno, ani drugie nie ma nic wspólnego z opisywanym tutaj sprzętem. Niektórzy anglojęzyczni recenzenci nazywają Canona EF "black beauty" - "czarna piękność". Ja nazwałem go "mroczny cień z przeszłości", bo przy wielu zaletach ciążą na nim konsekwencje pewnej decyzji podjętej przez inżynierów Canona dawno temu.