poniedziałek, 14 sierpnia 2017

Aneta Mikulska - droga do fotografii i fotografia w drodze

Ostatni dzień listopada (Okuniew, listopad 2016)

Jarosław Brzeziński: Aneto, poznaliśmy się w roku 2008, kiedy oboje fotografowaliśmy obchody 470-lecia założenia Okuniewa. Jesteś chyba bardzo związana z tymi okolicami, bo mimo rozlicznych podróży zagranicznych nie zaniedbujesz ich fotograficznie. Czy jest to wyrażony zdjęciami lokalny patriotyzm?
Wschód słońca w Zabrańcu (Zabraniec, maj 2017)

Aneta Mikulska: W Okuniewie mieszkam od urodzenia, ale trochę czasu musiało upłynąć, bym odkryła najpierw pasję do fotografii, a następnie swoją okolicę fotograficznie. Marek Waśkiel, fotograf, u którego ukończyłam kurs fotografii, zawsze powtarzał i powtarza, że najlepsze zdjęcia zrobimy w obrębie kilku kilometrów od domu. Dlaczego? Bo możemy szybko zareagować na zmieniające się warunki pogodowe, czy światło. I możemy podjeść, podjechać na rowerze, czy samochodem i zatrzymać to w kadrze. Zwiedzając inny, niekoniecznie egzotyczny kraj często jesteśmy w danym miejscu przez godzinę-dwie, i to przeważnie nie w czasie, gdy są najlepsze warunki na fotografowanie. Dziś mogę powiedzieć, że fotografowie mojej najbliższej okolicy definiuje mnie jako fotografa. Ale do tego trzeba chyba dojrzeć. Wiesz, że nigdy nie myślałam o tym, że jest to wyraz lokalnego patriotyzmu, ale zgadzam się z Tobą – tak właśnie jest.
Wierzbowa aleja (Zabraniec, kwiecień 2017)
J.B.: Kiedy zaczęła się Twoja przygoda z fotografią i jak przebiegała; zdaje się że miałaś przerwę w fotografowaniu?
A.M.: Moja przygoda zaczęła się na studiach. Przez jeden semestr miałam zajęcia z fotografii z Tadeuszem Sobierajem. Wszyscy, którzy  uczestniczyli w tych zajęciach złapali bakcyla. Wtedy na giełdzie fotograficznej kupiłam mój pierwszy analogowy aparat Canona EOS-a 500N. Ten aparat towarzyszył mi przez większość czasu mojej pracy w gazecie „Lokalna”. Potem zmieniłam pracę i aparat przykrył nieco kurz... zabierałam go tylko na wakacje... I pewnie tak by było do dziś, gdyby nie to, że trafiłam na kurs fotografii Marka Waśkiela.


Warstwy. Widok z Wysokiego Wierchu (Podhale, plener z Piotrem Trybalskim, wrzesień 2016)
J.B.: Czy kurs fotografii pomógł Ci w odkryciu przyjemności z robienia zdjęć na nowo?
A.M.: Tak. Przede wszystkim zaczęłam świadomie fotografować. Efekty na zdjęciu nie były już przypadkowe, tylko zamierzone i zaplanowane, kadry uporządkowane.  Zapomniałam, co to automatyczne ustawienia i od tamtej pory fotografuję tylko w trybie manualnym i w RAW-ach. W gronie moich znajomych pojawili się ludzie fotografujący. Comiesięczne spotkania w Fotograficznym Klubie Absolwentów (dla osób, które ukończyły kursy Marka), wspólne wystawy, wyjazdy, plenery, inspiracje, konkursy na zdjęcie miesiąca – wszystko to sprawia, że jeszcze bardziej Ci się chce.

Konie islandzkie są bardzo ciekawskimi zwierzętami (Islandia, styczeń 2017)
J.B.: Z tego co wiem, fotografowałaś początkowo aparatami na filmy. Czy przejście na cyfrowy sprzęt było trudne, czy wręcz przeciwnie – od razu stanowiło ułatwienie?
A.M.: To było dość dawno, ponad 10 lat temu i prawdę mówiąc nie przypominam siebie trudności z tym związanych. Na pewno była to duża oszczędność czasu, bo nie trzeba było zanosić filmu do laboratorium i czekać na jego wywołanie, co w pracy w gazecie miało duże znaczenie.

Diamond Beach (Islandia, styczeń 2017)
J.B.: Jakie znaczenie ma sprzęt? Czy przywiązujesz do niego uwagę i czy lepszy sprzęt może z nas zrobić lepszych fotografów?
A.M.: Sprzęt jest ważny, ale nie najważniejszy. Może trudno Ci będzie w to uwierzyć, ale nie fotografuję aparatem pełnoklatkowym. Pozostałam wierna Canonowi. Najpierw miałam 300D, potem 600D i tu, rok temu w listopadzie, miałam zagwozdkę, czy jednak nie przejść na pełną klatkę. Jednak z tego względu, że część obiektywów mam tylko do aparatów z matrycą APS-C (m.in. mój ukochany szeroki kąt), wybrałam bardziej zaawansowaną lustrzankę 80D, a nie FF. Mam odrobinę lepszy sprzęt, ale czy lepiej fotografuję? Jeśli tak, to  na pewno nie dzięki aparatowi, a dzięki zaangażowaniu  swojego czasu, serca i energii.  Choć czasem dylematy są, bo przygotowując się do startu w kolejnym maratonie, czy półmaratonie ciężko ten czas dzielić na dwie pasje. I chciał nie chciał - muszę biegać wtedy gdy jest fantastyczny zachód słońca...


Przed wschodem słońca (Gdynia Orłowo, lipiec 2017)
J.B.: Na ile praca grafika pomaga w fotografii? Jak mocno obrabiasz zdjęcia?
A.M.: Fotografuję w RAW-ach, więc siłą rzeczy muszę te zdjęcia „wywołać”. Pracuję nad nimi w Lightroomie. Lubię mocne, nasycone kolory, ale staram się je „podkręcać” tak, by wyglądały dobrze. Natomiast w portretach lubię efekt matu. Mam wrażenie, że dzięki temu efektowi  portret jest ciekawszy i ma w sobie więcej tajemnicy.  Zdjęcia w Photoshopie poprawiam dopiero wtedy, gdy Lightroom nie daje sobie rady, np. z usunięciem kliku plamek w miejscach z wieloma szczegółami, czy drobieniem kilku milimetrów nieba. I tu dopiero umiejętności graficzne się przydają w praktyce. Natomiast coraz częściej zauważam, że to fotografia pomaga mi w pracy grafika.
Spotkajmy się w Central Parku (Nowy Jork, USA, lipiec 2015)
J.B.: Rozumiem, że podróże i fotografia to dwie pasje, które udało Ci się połączyć. Czy planując podróż planujesz też ujęcia, które chcesz z niej przywieźć?
A.M.: Po kursie u Marka  - tak. Wcześniej była to loteria. Co się uda, to będzie. Teraz planuję podróż praktycznie pod jednym kątem – fotograficznym. Tak jak w przypadku wyjazdu na zorzę polarną: noclegi, termin wyjazdu, trasa – wszystko było zaplanowane tak, by zwiększyć szansę na sfotografowanie światła północy. Oczywiście miejsca i zjawiska niezaplanowane też są mile w kadrach widziane.

Zorza polana nad wyspą Sommaroy (Sommaroy, Norwegia,marzec 2016)
J.B.: Czy można zarabiać na fotografii podróżniczej i krajobrazowej?
A.M.: To cały czas dla mnie przede wszystkim źródło przyjemności i zatrzymania się, a także złapania oddechu. Sprzedałam kilkanaście zdjęć, które były prezentowane na wystawach fotograficznych w Warszawie  (m.in. kolekcjonerskie odbitki z mojej indywidualnej wystawy „The Land of Ice” w Zapalnik Gallery), ale zysk pokrył koszt wydruku odbitek na piance, portfolio i wernisażu.

Trening Patrycji Bereznowskiej na drodze z Gry o Tron (Dark Hedges, Irlandia Północna, lipiec 2017)
J.B.: Na czym polega Twój projekt fotograficzny związany z Patrycją Bereznowską?
Trening Patrycji Bereznowskiej (Ossów, kwiecień 2017)
A.M.: Patrycja jest specjalistką od ultrabiegów.  To aktualna mistrzyni i rekordzistka Polski i świata w biegu 24-godzinnym. Dość niszowa dyscyplina, w mediach „niebiegowych” niezauważana. Fotografuję Patrycję już prawie rok. Czasem są to zdjęcia w nowych ciuszkach od sponsorów, czasem na potrzeby konkretnej publikacji (tak było w przypadku zdjęć na koniu, bo Patrycja jest także trenerką koni), a czasem się po prostu umawiamy na zdjęcia biegowe i Patrycja pokazuje mi niezwykłe miejsce w  naszej okolicy (takie miejsca, że trzeba wrócić z aparatem!).  Dokumentowałam Jej start i zwycięstwo podczas Mistrzostw Świata  w biegu 24-godzinnym w Belfaście,  gdzie ustanowiła rekord świata przebiegając 259,991 km. Na przełomie września i października wybieram się do Grecji, by sfotografować Jej start w Spartathlonie (bieg z Aten do Sparty, 246 km). Cel jest jeden – promocja Patrycji. Pokazanie światu, że jest ktoś taki. To czego ta dziewczyna dokonuje jest absolutnym kosmosem.
Patrycja Bereznowska na Haitance (Czubajowizna, maj 2017)
J.B.: Zdaje się, że odnosisz coraz więcej sukcesów w konkursach fotograficznych. Chyba docenił Cię nawet National Geographic Polska?

Szlaki gwiazd na ruinami dworu rodziny Łubieńskich w Okuniewie (Okuniew, marzec 2017 - zdjęcie opublikowane w National Geographic)
A.M.: Cieszy mnie bardzo to, że moje fotografie są zauważane i wyróżniane. Jak do tej pory największym sukcesem jest dla mnie publikacja w National Geographic Polska zdjęcia szlaków gwiazd nad ruinami dworu w Okuniewie oraz okładka z Patrycją Bereznowską w magazynie „Bieganie”. Do tego publikacje w magazynach  „Ultra”, „Poznaj świat”, Wirtualnej Polsce, wiele wyróżnień od Canon Polska (najlepsze fotografie miesiąca na facebookowym profilu producenta) i kilka innych. Wszystkie wyróżnienia i publikacje staram się dokumentować i opisywać na swojej stronie internetowej www.anetamikulska.com, gdzie także publikuję galerie z moimi najnowszymi fotografiami.
Z siłą wodospadu (USA/Kanada, lipiec 2015)

J.B.: Jakich fotografów wymieniłabyś jako swoje inspiracje?
A.M.: Nie odkryję Ameryki – to ludzie, u których byłam na warsztatach i plenerach fotograficznych.
Marek Waśkiel – człowiek, od którego najwięcej się nauczyłam jeśli chodzi o fotografię. Dzięki niemu mam solidny warsztat. Piotr Trybalski – fotograf, który wytłumaczył mi całą masę niejasności związanych z obróbką zdjęć w Lightroomie. Po tym kursie weszłam na inny poziom wywoływania RAW-ów. I od niedawna Róża Sampolińska, u której byłam na warsztatach oświetlenia portretowego film noir.
Poza tym cenię sobie bardzo fotografie Tomasza Tomaszewskiego, a także fotografujących ultrabiegi i biegaczy Piotra Dymusa i Jana Nykę.

Mleczna dolina (Podhale, plener z Piotrem Trybalskim, wrzesień 2016)
J.B.: Jakie masz plany fotograficzne na przyszłość?
Na warsztatach Róży „Pomiędzy światłem a cieniem” miałam pierwszy kontakt ze studiem, lampami, beauty dishem i plastrem miodu. Brzmi dziwnie, prawda? Podczas tego warsztatowego weekendu dostałam porządny zastrzyk energii i motywacji.  Zafascynował mnie ten styl robienia portretów i zamierzam „szlifować” temat. Zamówiłam już lampę i modyfikatory światła. Czekam na przesyłkę. To jest mój plan na najbliższą przyszłość. A czy i jak to się rozwinie? Czas pokaże.

Więcej zdjęć Anety Mikulskiej można znaleźć na jej stronie Internetowej: https://anetamikulska.com/

Wschód słońca nad Bugiem (Mielnik, warsztaty z Markiem Waśkielem, maj 2016)
Na Ornaku (Tatry, czerwiec 2016)
Spacer (Dobrzyniec, lipiec 2017)
Jeden z niewielu słonecznych lutowych poranków (Okuniew, luty 2017)
Diana na nadświdrzańskich łąkach (Bolesławów, listopad 2016)

1 komentarz:

  1. Bardzo inspirująca historia! Droga Anety do fotografii pokazuje, jak pasja może przerodzić się w coś naprawdę pięknego. Podziwiam ludzi, którzy odnajdują swoją ścieżkę w sztuce i potrafią przekuć to w coś wyjątkowego. To niesamowite, jak fotografia potrafi uchwycić emocje i chwilę, której inaczej byśmy nie zapamiętali.

    Ciekawi mnie, czy Aneta ma jakieś konkretne wskazówki dla osób, które dopiero zaczynają swoją przygodę z fotografią?

    OdpowiedzUsuń

Edward Hartwig: Przypadek według Edwarda H.

  Rekonstrukcja rozmowy jaką w roku 1997 Iza Makiewicz-Brzezińska odbyła z gigantem polskiej fotografii – Edwardem Hartwigiem. Iza M...