W roku 2006 mój kolega,
Marcin Kluczek, wybrał się do Leżajska, aby wykonać reportaż fotograficzny z
tych uroczystości. Niewiele osób widziało jego świetne zdjęcia; postanowiłem
ten błąd naprawić i je pokazać a przy okazji wypytać Marcina o szczegóły owej
fotograficznej wyprawy.
Co
Cię zainspirowało do jego zrobienia i skąd się dowiedziałeś o uroczystościach
odbywających się przy Ohelu Elimenecha w Leżajsku?
W roku 2000 poleciałem
w grupie dziennikarzy z Prezydentem Kwaśniewskim do Izraela. Gdy pojawiła się
taka możliwość, zdecydowałem się chętnie, bo chciałem skonfrontować dzisiejszy Izrael
z tym co słyszałem o kulturze żydowskiej w domu od ojca, który co prawda
urodził się już po wojnie, ale ze względu na to, że jego matka pochodziła z Warszawy,
w domu cały czas krążyły opowieści o przedwojennej Warszawie i ludziach ją
zamieszkujących. O świecie, który fizycznie nie istniał, ale nadal był w tych
opowieściach i ludziach, którzy przeżyli wojnę. Ja sam mieszkałem w miejscu,
gdzie tego świata już prawie nie było – znałem może trzy okoliczne rodziny o żydowsko-niemieckich
nazwiskach i opowieści mojego ojca, i to właściwie była cała moja wiedza o uniwersum
Żydów. Wiedziałem o synagodze w Warszawie, cmentarzu żydowskim, słyszałem o
jakichś inicjatywach żydowskich, ale wtedy to były zjawiska niszowe - nie tak jak
teraz, gdy są Dni Kultury Żydowskiej, w których uczestniczą zarówno warszawiacy jak i turyści.
Czy
będąc członkiem korpusu prasowego w czasie oficjalnej dwudniowej wizyty prezydenta
można poznać kulturę danego kraju?
I
tak i nie – to jest bardzo szybkie i bardzo płytkie. Zobaczyłem jak różnorodny
jest świat kultury żydowskiej. Wiedziałem o judaizmie, ale przecież nie wszyscy
Izraelczycy są wyznawcami judaizmu. W Polsce wtedy bywali głównie biznesmeni z
Izraela, którzy wyglądali jak wszyscy inni ludzie biznesu. Dopiero, gdy tam
zobaczyłem ortodoksyjnych Żydów miałem skojarzenia z 19-wieczną Europą, z
żydowskimi dzielnicami zachowującymi swoją odrębność.
Czy wydarzyło się w czasie tej wizyty coś, co
skłoniło Cię do pogłębiania tego zainteresowania?
Nawet
w czasie tak krótkich oficjalnych wizyt można zetknąć się z różnorodnością kultury
danego kraju i poznawać ludzi, jeśli tego bardzo chcesz i jesteś otwarty na
odmienność. Zobaczyłem ortodoksyjnych Żydów, na przykład robiąc zdjęcia przy
Ścianie Płaczu, i pomyślałem, że warto wiedzieć więcej. Poznanie ludzi tworzy przyczółki,
aby wrócić w tamte miejsca i bardziej świadomie pogłębiać wiedzę.
Wyprawa do Izraela to spore przedsięwzięcie, ale gdy zaczynamy interesować się kulturą żydowską, dostrzegamy, że mamy w Polsce synagogi i pielgrzymki ortodoksyjnych Żydów do takich miejsc jak Leżajsk i Lelów. Stąd pojawił się pomysł, żeby zobaczyć i sfotografować ten świat, który widziałem w dzielnicy Mea She’arim w Jerozolimie, ale na spokojnie. Reportaż zrobiony przy okazji oficjalnej wizyty to określony program: jesteś cały czas w biegu, nie możesz się zatrzymać i przygotować, musisz „wyjąć wycinek rzeczywistości” jaka dzieje się w danej chwili i pędzić dalej. Leżajsk dawał okazję do niespiesznego, spokojnego fotografowania.
Wyprawa do Izraela to spore przedsięwzięcie, ale gdy zaczynamy interesować się kulturą żydowską, dostrzegamy, że mamy w Polsce synagogi i pielgrzymki ortodoksyjnych Żydów do takich miejsc jak Leżajsk i Lelów. Stąd pojawił się pomysł, żeby zobaczyć i sfotografować ten świat, który widziałem w dzielnicy Mea She’arim w Jerozolimie, ale na spokojnie. Reportaż zrobiony przy okazji oficjalnej wizyty to określony program: jesteś cały czas w biegu, nie możesz się zatrzymać i przygotować, musisz „wyjąć wycinek rzeczywistości” jaka dzieje się w danej chwili i pędzić dalej. Leżajsk dawał okazję do niespiesznego, spokojnego fotografowania.
Czyli Leżajsk miał być sposobem na
zagłębienie się w ten świat, który widziałeś migawkowo w Izraelu?
Krótki
pobyt w Izraelu dał mi skondensowaną esencję tamtego świata i zacząłem tutaj
szukać takich miejsc i ludzi, bo ten świat fascynuje fotograficznie. Nie jest to
moja wiara, wiem niewiele, nie znam tego języka więc mogę to wydarzenie
obserwować jak spektakl teatralny, tyle że rzeczywisty, bo ci ludzie w to
wierzą. Patrzysz na to wydarzenie trochę w kategoriach ciekawostki: jak ci ludzie są
ubrani, jak się zachowują, jak się modlą, jak są zjednoczeni, jak przenoszą
tutaj swój świat. Żeby ich sfotografować w synagodze musisz znać zasady, być przez
kogoś wprowadzonym, żeby zostać zaakceptowanym oraz żeby nie przeszkadzać; dla
mnie prawdziwy reportaż polega na rejestracji i nie wpływaniu na bieg wydarzeń.
Chodzi o to, żebyś był niewidoczny dla fotografowanych ludzi.
Czy ktoś Cię wprowadził, gdy
robiłeś zdjęcia w Leżajsku?
Tam
akurat nie, ale poprzez wizyty w Izraelu znałem niektóre sformułowania po
hebrajsku i sam zagadywałem uczestników uroczystości; to otwierało pewne furtki, ale nie byłem w
stanie prowadzić pełnych dialogów z nimi. Lecz choćby to, że potrafiłem
powiedzieć, że mam przyjaciół w Izraelu dawało mi znacznie większe możliwość fotografowania
niż mieli Ci, którzy nie wchodzili w relacje z przyjezdnymi. Tam Polacy są
tylko biernymi obserwatorami i te wydarzenia nie mają na celu integracji
przyjeżdżających z miejscowymi. To jest wydarzenie dla przyjezdnych, którzy przybywają
z całego świata, by przenieść się w czasie, odwiedzają miejsca, gdzie pozostały groby
ich autorytetów religijnych.
Czyli pomimo, że jest to impreza
otwarta dla wszystkich fotografujących, Ty mając wiedzę i wchodząc w relacje mogłeś
zrobić lepsze ujęcia?
Teoretycznie
każdy może wejść, ale oni są gospodarzami i mogą wyprosić kogoś, kto narusza
zasady. Ja robiłem reportaż dla siebie, bo mnie te wydarzenia fascynowały; nie
był to projekt komercyjny, lecz osobisty. Byłem w jakimś stopniu akceptowany
przez uczestników wydarzeń, ale zapewne gdybym był Żydem, miałbym w ogóle
zielone światło. A swoją drogą nie widziałem tam wcale zawodowych fotografów
z Izraela.
Czym fotografowałeś i czy sprzęt jakiego użyłeś stanowił jakąś barierę
techniczną w tym reportażu?
Kilka razy zmieniałem
system; w tamtym czasie fotografowałem Canonem, ale do tego zlecania pożyczyłem
Nikona D2x z dwoma jasnymi zoomami: Nikkor AF-S DX 17-55 mm f/2,8G IF-ED oraz Nikkor
AF-S 70-200 mm f/2,8G IF-ED VR. Nie pamiętam co mnie zaintrygowało – czy to, że
zdjęcia z matrycy Nikona były ostrzejsze, a może po prostu chciałem
przetestować jak D2x pracuje. Fotografowało się fajnie; z dzisiejszej
perspektywy pewne ograniczenie stanowiło to, że dla uniknięcia nadmiernym
szumów nie należało w tym aparacie ustawiać ekwiwalentu czułości powyżej ISO
640. Tam było dość ciemno i czasem ustawiałem ISO 800 i korzystałem z pełnego otworu przysłony
używanych obiektywów.
Jako, że Ohel w Leżajsku jest niewielki, wiedziałem że
potrzebuję dwa obiektywy, taki, który pozwoli mi fotografować wewnątrz, czyli standardowy
zoom (tu: ekwiwalent ogniskowych 27,5-82,5 mm) oraz długi zoom, który pozwoli mi
stać się niewidocznym i uzyskać inną perspektywę. Nie zabierałem nic szerszego,
bo nie jestem zwolennikiem zbyt szerokich obiektywów. Uważam, że 24 mm to dolna
rozsądna granica, rzadko używam 20 mm, i tylko, gdy jest naprawdę zmuszony
korzystam z jeszcze szerszej optyki, bo pojawiają się deformacje.
Ponadto, nie jestem zwolennikiem dokadrowywania zdjęć w obróbce. Jako, że nauczyłem się fotografować na filmach i sprzedawałem pojedyncze zdjęcia, nie mogłem marnować materiału i nauczyłem się precyzyjnie kadrować. To była też dobra szkoła, żeby nie tracić czasu na obróbkę. Czyli kadrować dokładnie, a jak się coś „rozjedzie”, szybko powtórzyć. Obchody w Leżajsku nie powodują żadnego ciśnienia, że coś dzieje się tylko w danej minucie, ta minuta mija i tego nie ma. Możesz zawsze wrócić do pewnych rzeczy. Jestem generalnie krytyczny wobec swoich fotografii, ale do tych czuję sentyment – nie wiem czy do samego wydarzenia czy do zdjęć, które moim zdaniem dobrze oddają jego atmosferę.
Ponadto, nie jestem zwolennikiem dokadrowywania zdjęć w obróbce. Jako, że nauczyłem się fotografować na filmach i sprzedawałem pojedyncze zdjęcia, nie mogłem marnować materiału i nauczyłem się precyzyjnie kadrować. To była też dobra szkoła, żeby nie tracić czasu na obróbkę. Czyli kadrować dokładnie, a jak się coś „rozjedzie”, szybko powtórzyć. Obchody w Leżajsku nie powodują żadnego ciśnienia, że coś dzieje się tylko w danej minucie, ta minuta mija i tego nie ma. Możesz zawsze wrócić do pewnych rzeczy. Jestem generalnie krytyczny wobec swoich fotografii, ale do tych czuję sentyment – nie wiem czy do samego wydarzenia czy do zdjęć, które moim zdaniem dobrze oddają jego atmosferę.
Czy
planujesz pojechać do Leżajska jeszcze raz i wykonać drugi reportaż „po latach”, a jeśli tak, czy coś byś zrobił inaczej?
Myślałem raczej żeby pojechać gdzie indziej, na przykład do Lelowa. Leżajsk jest już dla mnie zamkniętą
historią fotograficzną. Widziałem kilka reportaży z Leżajska w tym jeden, który
mi się bardzo podobał. W reportażu jest tak, że nie na wszystko mamy wpływ; nie
jesteśmy w stanie zaplanować, że zrobimy coś lepiej, bo to co rejestrujemy
zależy od miejsca, ludzi, pogody itd. Może gdybym pojechał ponownie zrobiłbym
to inaczej, ciekawiej, innym sprzętem, może jaśniejszymi obiektywami. To co
byłoby pewne i to samo, to byliby Ci sami ludzie – Żydzi ortodoksyjni, którzy
by tak samo wyglądali. Bo cały urok fotograficzny wydarzenia stanowią ich
ubrania, brody, rysy, i to jest zawsze podobne. Czy jednostkowo byłby to inne osoby? Pewnie tak. Mogę
powiedzieć, że tutaj były osoby ciekawe; na przykład był mężczyzna z
Manchesteru noszący niemowlę; był też stary Żyd z Jerozolimy i młody chłopak. I jak
się patrzy na to zdjęcie można pomyśleć: jeden się modli naprawdę, a ten młody
chłopak – czy on się modli? On jest raczej myślami gdzie indziej. Jestem
zadowolony z sytuacji, które zarejestrowałem i mogłoby się okazać, że gdybym
pojechał drugi raz wcale mógłbym na tak ciekawie sytuacje, czy relacje między uczestnikami
nie trafić.
Czy
ktoś tam używał lampy błyskowej?
Raczej amatorzy, Ja
błyskałem tylko tam, gdzie nie było kompletnie światła – czyli w kuchni – bo na tej matrycy nie byłbym w stanie nic zarejestrować bez flesza.
Nawiasem mówiąc, było jedno miejsce gdzie mnie wpuszczono, ale nie pozwolono
robić zdjęć – namiot w którym obrzezywano młodych chłopców z Europy Wschodniej.
Może gdybym był Żydem albo potrafił wytłumaczyć, że zrobię zdjęcia tak, żeby zachować
godność fotografowanego człowieka, pozwolono by mi tam fotografować, bo w końcu
reportaże wykonuje się w każdych okolicznościach – na przykład fotografuje się ludzi
ginących na wojnie. Dla mnie zawsze najważniejsze, jest, aby nie naruszyć
godności fotografowanych osób.
Czy
Leżajsk jakoś Cię przybliżył do zrozumienia kultury żydowskiej?
Dla mnie to było
wydarzenie przede wszystkim fotograficzne, ale pokazało mi też ten wycinek Izraela,
na który składają się ortodoksyjni Żydzi. Poznałem trochę kraj przez ludzi, ale
zdaję sobie sprawę, że to nie jest cały Izrael i cała kultura żydowska. Izrael
to również kraj niezwykle nowoczesny. Jest tam wielu zdolnych ludzi, ale tak
jak wszędzie nie wszyscy są zdolni; u nas panował stereotyp bogatego Żyda, ale w
Europie było bardzo dużo biedoty żydowskiej. Widziałem i sfotografowałem
niewielki, specyficzny fragment ogromnie bogatego kulturowego tygla.
Summary in English
Elimelech Weissblum of Leżajsk (1717–March 11,
1787), was one of the great founding rabbis of the Hasidic
movement, known after his hometown, Leżajsk (Yiddish: ליזשענסק-Lizhensk) near Rzeszów in Poland. Every year on the 21st day of Adar
(the beginning of March), Hasidim from all over the world make pilgrimages to
Leżajsk to visit the Ohel (grave) of Elimelech Weissblum.
In 2006 Marcin Kluczek, a Polish photographer, whose interest in Jewish culture was inspired by his visit to Israel as a member of the photographic corps accompanying the President of Poland, went to Leżajsk with his camera. He took a series of intimate and intense black-and-white images of the Hasidim who come to ask Elimelech's spirit to help them with important life issues.
In 2006 Marcin Kluczek, a Polish photographer, whose interest in Jewish culture was inspired by his visit to Israel as a member of the photographic corps accompanying the President of Poland, went to Leżajsk with his camera. He took a series of intimate and intense black-and-white images of the Hasidim who come to ask Elimelech's spirit to help them with important life issues.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz