piątek, 16 czerwca 2017

Czy w fotografii analogowej drzemie jeszcze życie i powody, dla których odpowiedź może brzmieć: „tak”.

Czasem jedna rzecz nieuchronnie prowadzi do następnej mimo, że tego nie planowaliśmy. Półtora roku temu uznałem, że naturalnym krokiem na mojej drodze poprzez fotografię cyfrową będzie zakup pierwszego pełnoklaktowego bezlusterkowca – Sony A7. Dobierając optykę do Sony A7, między innymi zgromadziłem arsenał optyki systemu Canon FD. Pewnego dnia odkryłem w zamrażarce dwie kostki slajdów Fujifilm Velvia i doszedłem do wniosku, że szkoda byłoby je wyrzucić. Skoro miałem paletę obiektywów Canon FD, logiczne wydało mi się dokupienie do nich korpusu. Wtedy wszystkie elementy układanki nagle trafiły na swoje miejsce. Po kilkunastu latach fotografowania wyłącznie aparatami cyfrowymi, równolegle zacząłem naświetlać także filmy.
Nie ma tu żadnej sprzeczności, a jest – aby użyć modnego dzisiaj słowa – synergia. Po kilku miesiącach takiego symbiotycznego współżycia fotografii cyfrowej i analogowej widzę, że przynosi ono korzyści i jednej i drugiej, szczególnie gdy robimy to samo zdjęcie na dwa sposoby. Cyfrowe obrazowanie daje nam pojęcie o tym, co zarejestruje się na filmie, o rozkładzie oświetlania i pomaga uniknąć błędów ekspozycji. Zdjęcie robione na filmie narzuca nam dyscyplinę również w fotografii cyfrowej i każe myśleć o kadrze. Dzięki temu robimy jedno zdjęcie cyfrowe na jedno „analogowe” i wiemy, że to wystarczy. Koniec z dziesiątkami powtórek.

Gdybym miał zebrać powody dla których nadal warto czasem naświetlić film, mogłoby to wyglądać tak:
  1. Trwałość zdjęć –  mam problemy z uruchomieniem niektórych swoich płyt CD i DVD ze zdjęciami sprzed kilku lat, czasem płyta się uruchamia, ale niektóre pliki są uszkodzone; moje negatywy sprzed 30 lat nadal są w tym samym, świetnym stanie, co w chwili ich foliowania.
  2. To, że za każdą klatkę musimy zapłacić – zarówno za film, jego wywołanie, cięcie, foliowanie lub ramkowanie, wykonanie odbitek – oraz, że nie można zdjęcia powtórzyć i poprawić, sprawia że wolniej, precyzyjniej kadrujemy i mierzymy światło; każda klatka się liczy.
  3. Fajnie jest wkładać do aparatu rolkę filmu a potem trzymać w ręku wywołany film. Jest w fizyczności materiału światłoczułego, w namacalności zdjęć – czy to slajdów, negatywów czy odbitek z nich – coś, co bezpośrednio koresponduje do materialności świata, który rejestrujemy. Zdjęcie cyfrowe to tylko mozaika wirtualnych punktów, w pewnym sensie równie rzeczywistych, co świat gier komputerowych.
  4. Ograniczamy ilość robionych zdjęć z korzyścią dla ich jakości; zamiast myślenia w kategoriach kart pamięci, które zmieszczą nieomal nieograniczona liczbę zdjęć, nasza perspektywa to 36 klatek filmu załadowanego do aparatu.
  5. Przypominamy sobie podstawy fotografii; znowu zaczynamy bardziej myśleć o tym, jak właściwie zmierzyć światło, nie pozwolić, aby przedmioty bardzo jasne lub ciemne oszukały wskazania światłomierza; jak zmniejszyć kontrast fotografowanej sceny; jednym słowem: fotografując uczymy się fotografować, zamiast na oślep powtarzając ujęcia.
  6. Frajda jaka daje odroczona satysfakcja – zdjęcie zobaczymy dopiero za jakiś czas.
  7. Z poprzednim punktem wiąże się też element niespodzianki – zdjęcia obejrzane po jakimś czasie od wykonania często zaskakują; nawet nie pamiętamy, że dane ujęcie robiliśmy; czasem jakaś niedoskonałość sprawia, że zdjęcie jest ciekawsze.
  8. Wbrew pozorom fotografowanie na filmie sprawia, że patrzymy zawsze w przyszłość a nie w przeszłość; skupiamy się na wykonaniu następnego zdjęciu a nie – jak to jest w przypadku fotografii cyfrowej - na oglądaniu poprzedniego zdjęcia na ekranie.
  9. Oszczędność czasu – po dniu fotografowania możemy odpocząć zamiast – jak to jest w przypadku fotografii cyfrowej - siedzieć cały wieczór przy komputerze, przebierając i obrabiając zdjęcia. Po wyzwoleniu migawki już nic ze zdjęciem nie możemy zrobić poza oczekiwaniem na powrót wywołanego filmu.
  10. Aparaty „analogowe” są zakupem na całe życie – nie musimy co kilka lat wymieniać sprzętu. Mało tego - przy obecnych cenach można kupić najlepsze aparaty analogowe z przeszłości i nawet mieć oddzielny korpus do każdego rodzaju filmu.
  11. Jeśli ceny filmów i ich wywołania nas odstraszają, pomyślmy tak: koszt każdorazowej wymiany lustrzanki cyfrowej na najnowszy model co rok – dwa lata odpowiada zakupowi filmów i pokryciu cen ich wywołania na wiele lat; zatem możemy rzadziej wymieniać aparaty cyfrowe i robić równolegle fotografować na filmach, a nasze koszty na pewno nie wzrosną.
  12. W przypadku slajdów, nic nie zastąpi ich projekcji z dobrego rzutnika i na dobrym ekranie = filmy odwracalne są wielowarstwowe, a zatem ich projekcja daje wrażenie trójwymiarowości, jakiej nie uzyskamy przy projekcji pliku cyfrowego.
  13. Mnóstwo frajdy.
Zatem filmy w dłoń i do dzieła!

[Zrekonstruowany wpis archiwalny z 2015 roku]

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Edward Hartwig: Przypadek według Edwarda H.

  Rekonstrukcja rozmowy jaką w roku 1997 Iza Makiewicz-Brzezińska odbyła z gigantem polskiej fotografii – Edwardem Hartwigiem. Iza M...