poniedziałek, 13 listopada 2017

Dorota Wiland: Nieetyczna jest pogoń za świetnym ujęciem za każdą cenę

Bielik z marsową miną. Wiecie, że bielik to wcale nie orzeł tylko jastrząb? Tak czy inaczej, majestatyczny ptak o imponującej rozpiętości skrzydeł.
Dzisiaj publikuję wywiad z Dorotą Wiland, koleżanką ze studiów anglistycznych, który uważam za niezwykle ważny dlatego, że Dorota działa od lat na rzecz dobrostanu zwierząt. Ja sam – chociaż deklaruję miłość do zwierząt – nic w tym kierunku nie robię, więc choćby w ten sposób, publikując rozmowę z Dorotą i jej świetne zdjęcia, mogę się przyczynić do pogłębienia świadomości czy sprowokowania dyskusji, na przykład na temat etyki w fotografowaniu zwierząt.
Bieszczadzki miś. Zapadł zmrok, składaliśmy już sprzęt po całym dniu fotografowania, a wtedy… na polanę ni stąd ni zowąd wyszedł miś. Poniuchał w naszą stronę i najwyraźniej nie pachnieliśmy kolacją, bo przedefilowawszy przed naszymi opadniętymi szczękami, spokojnie oddalił się w dół stoku.

Od bardzo dawna działasz na rzecz zwierząt. Kiedy i w jakich okolicznościach do tej misji dołączyła pasja fotografowania zwierząt?
Zacznę banalnie: zwierzęta zawsze były obecne w moim życiu – w domu były psy, gdy jako dziecko wyjeżdżałam na wakacje na wieś do dalekiej rodziny, większość czasu spędzałam w oborze, chlewiku albo stajni… Zawsze fascynowało mnie podglądanie zwierząt, obserwowanie ich zachowań i wzajemnych interakcji. Wyobrażałam sobie, co w danej chwili myślą i czują. Bo to, że zwierzęta myślą, czują i działają intencjonalnie, zawsze było dla mnie oczywiste i niepodważalne. Zważywszy na fakt, że przekonanie to żywiłam już w latach .60 ubiegłego wieku, można powiedzieć, że w tym względzie wyprzedziłam współczesne osiągnięcia nauki o dobre parę dekad… [śmiech].
Błotniak stawowy – pięknie ubarwiony ptak, troszkę mniejszy od myszołowa. Podobnie jak u sowy, to doskonały słuch jest głównym „narzędziem”, którym błotniak posługuje się polując na swoje ofiary.
W dorosłym wieku do „bezproduktywnych” obserwacji dołączyła działalność społeczna na rzecz ochrony zwierząt. Wraz z moim synem Michałem założyłam i kieruję Fundacją na Rzecz Ochrony Zwierząt IUS ANIMALIA. Od wielu lat uczestniczymy czynnie we wszystkich kampaniach zmierzających do poprawy losu zwierząt w Polsce, a także w pracach legislacyjnych w Sejmie związanych z dobrostanem zwierząt i ochroną przyrody. Przez pewien czas byłam także wykładowcą na uczelni Collegium Humanitatis, gdzie uczyłam o zagadnieniach dotyczących szeroko pojętej prawnej ochrony zwierząt.
Borsuk. Dosłownie zamarłam wstrzymując oddech, gdy wynurzył się zza drzewa,
niezdarnie maszerując w moim kierunku. W pewnym momencie zatrzymał się i dałabym głowę, że mi się przygląda. Powęszył przez chwilę, po czym przystąpił do prac ziemnych. Drżącym palcem nacisnęłam spust migawki.
No więc, lata całe obserwowałam zwierzęta, starając się zrozumieć motywy ich zachowań i powoli „odkrywając” kolejne gatunki. Wcześniej właściwie fascynowały mnie głównie ssaki. Na studiach prof. Ewa Godzińska zaraziła mnie pasją obserwowania zachowań owadów, szczególnie owadów społecznych. Ja, która dotąd panicznie bałam się nawet pojedynczej mrówki czy ćmy, zachwyciłam się niezwykłym światem owadów. Do tej pory uwielbiam obserwować owady, a szczególnie trzmiele i motyle, dla których w moim ogrodzie posadziłam mnóstwo miododajnych roślin.

Pasikonik. Czasem zdarza się tak, że fotografowany obiekt znajdzie się zbyt blisko obiektywu… Wtedy niezastąpiony staje się telefon komórkowy.
 Kilka lat temu dopiero „odkryłam” ptaki - zwierzęta, które dotąd wydawały mi się mało skomplikowane i ogólnie nudne. A gdy zaczęłam je uważnie obserwować, zapragnęłam uchwycić i zatrzymać te ulotne (nomen omen) momenty, niedostrzegalne gołym okiem, a nawet trudno dostrzegalne przez lornetkę, gdy ptak, na przykład, zerka na boki lub w górę upewniając się co do swojego bezpieczeństwa, albo gdy przysiadłszy nieruchomo na gałęzi zastanawia się, co robić dalej, gdy się dziwi spostrzegłszy jakiś nowy element otoczenia, albo gdy już tuż prawie zrywa się do odlotu rozkładając pięknie skrzydła. Ptaki są cudownymi osobami do obserwowania, wszystkie emocje mają wypisane „w wyrazie dzioba”…  Tak zaczęła się moja pasja fotografowania. Od fascynacji ptakami.
Czapla siwa. Własnym oczom nie wierzyłam! Nigdy wcześniej nie widziałam czapli pływającej. Lecąca, siedząca na drzewie, startująca lub lądująca, stojąca lub brodząca w płytkiej wodzie – tak. Ale pływająca na środku jeziora? A jednak…

Skąd czerpiesz wiedzę na temat obyczajów zwierząt, która pomaga Ci w zarejestrowaniu niezwykłych ujęć?
Pierwsze i najważniejsze źródło, to wieloletnie doświadczenie w obserwowaniu zwierząt oraz setki lektur – książek i artykułów popularno-naukowych na temat warunków siedliskowych i zachowań poszczególnych gatunków. Ukończyłam studia podyplomowe na kierunku psychologia zwierząt w Instytucie Psychologii Polskiej Akademii Nauk pod kierunkiem prof. Wojciecha Pisuli. Studia pomogły mi usystematyzować fragmentaryczną i nieco chaotyczną wiedzę, jaką zdobywałam przez lata własnych obserwacji i lektur. Ułatwiły mi także dostęp do literatury naukowej w dziedzinie etologii i psychologii zwierząt oraz kontakt z wybitnymi ekspertami w tych dziedzinach. Jestem członkiem Polskiego Towarzystwa Etologicznego i cały czas staram się pogłębiać wiedzę w interesujących mnie dziedzinach – nie tylko pod kątem fotografowania, ale przede wszystkim dlatego, że to absolutnie fascynujący świat. Świat, którego my, ludzie, także jesteśmy częścią. Wiedza o zachowaniach i emocjach zwierząt jest także wiedzą o nas samych.  
Młode dzwońce są strasznymi urwisami i bardzo obcesowo traktują swoich rodziców. Głodny młodziak, to straszny młodziak. Więc rodzice starają się, jak mogą, żeby zaspokoić wiecznie głodne dzioby swych latorośli…
Czy stosujesz jakieś techniki sprawiające, że zwierzęta przychodzą tak blisko do Ciebie? Czy może po prostu przyciągasz do siebie zwierzęta?
Wśród zaprzyjaźnionych zawodowych fotografów przyrody cieszę się opinią osoby, do której „lezie wszelka gadzina”. Rzeczywiście, zdarzyło się kilkukrotnie, że gdy czatowaliśmy w ukryciu z nadzieją na sfotografowanie jakiegoś zwierzęcia, nagle pojawiał się zupełnie nieoczekiwanie przedstawiciel innego, bardzo rzadkiego gatunku. To oczywiście przypadek, ale ludzie już tak mają, że skłonni są przypisywać nieoczekiwanym sytuacjom jakieś nadprzyrodzone moce. Mam wrażenie, że fotografowie podzielają tę skłonność do fetyszyzowania… [śmiech]
Lis w jesiennej szacie.
  Przezroczystość to podstawa w obserwowaniu zwierząt. Ukryta w namiociku czatowni, tak obserwuję ptaki w moim leśnym ogrodzie.
A tak na poważnie, sekretem jest przezroczystość fotografa, wtopienie się w pejzaż. To banał oczywiście, ale warto pamiętać, że dla różnych gatunków ta nasza przezroczystość może oznaczać różne rzeczy. Bo nie chodzi tylko o maskujące ubranie w kolorach wojsk desantowych. Tutaj właśnie przydaje się solidna wiedza na temat zachowań, a przede wszystkim zmysłów i sposobu postrzegania świata przez zwierzęta danego gatunku, specyficznego dla danego gatunku tzw. dystansu ucieczki, czyli tej odległości, w której jawimy się zwierzęciu jako względnie niegroźni, choć zdaje sobie ono sprawę z naszej obecności. Dystans ucieczki zresztą może być różny dla tego samego gatunku, zależnie od miejsca bytowania danego osobnika. Na przykład ptaki krukowate – sroki, wrony, kawki, sójki czy gawrony, żyjące w miastach i parkach miejskich, mają dystans ucieczki o wiele mniejszy niż przedstawiciele tych samych gatunków żyjący na obrzeżach lasów. Miejskie skrzydlaki więc dają do siebie podejść o wiele bliżej.

Dzięcioł duży wcale nie jest taki bardzo duży. Panowie mają z tyłu głowy czerwoną „czapeczkę”, panie obywają się bez nakrycia głowy.
 
  Leśne wiewiórki są o wiele bardziej płochliwe niż te mieszkające w miejskich parkach. Rzadko schodzą na ziemię, najbezpieczniej czują się ukryte w gałęziach świerków i sosen, zrzucając nam na głowę tony szyszkowych „skrzydełek” i ogryzków.
Osobniki bytujące na terenach pozamiejskich są o wiele bardziej ostrożne i może je spłoszyć nawet najmniejszy ruch obiektywu wystającego spod płachty czatowni. A trzeba pamiętać, że ptaki są niezwykle spostrzegawcze – z ogromnej odległości potrafią dostrzec najmniejszy detal, najdrobniejszą zmianę w otoczeniu, minimalny ruch. To umiejętności wykształcone na przestrzeni milionów lat ewolucji, decydujące o życiu lub śmierci. Przezroczystość to też na przykład nasz zapach. Ptakom to bez różnicy, ale wybierając się na fotografowanie drapieżników nie warto kąpać się wcześniej w pachnących mydłach ani pryskać dezodorantem czy wodą po goleniu…
  Tak poluje lis. Najpierw przyczajka, potem błyskawiczny wyskok łukiem w górę i lądowanie na grzbiecie ofiary. No, chyba, że kolacja zdąży umknąć…
  Perkoz dwuczuby. Potrafi doprowadzić fotografa do szału – jest, a za chwilę już po nim tylko kręgi na wodzie pozostają do uwiecznienia…
Fotografowanie zwierząt uczy też cierpliwości, wiąże się z wieloma godzinami przesiedzianymi z palcem zawieszonym nad spustem migawki, bez ruchu i w milczeniu, często w niewygodnej pozycji, bywa że w dojmującym chłodzie albo wręcz na mrozie. Bo najlepsze ujęcia nie powstają podczas spacerowania na łonie natury. Spacerując głównie płoszymy zwierzęta, poruszający się człowiek  nie oznacza dla dziko żyjących zwierząt niczego dobrego. Albo więc wybieramy się na spacer, żeby zażyć ruchu na świeżym powietrzu i podziwiać widoki albo na fotosafari. A jeżeli fotosafari, to „stacjonarnie” – trzeba usiąść w miejscu, skąd będzie dobry widok i gdzie spodziewamy się obecności zwierząt, do tego jeszcze nakryć się maskującą płachtą (polecam wojskową pałatkę), dzięki czemu przestaniemy wyglądać jak człowiek i… czekać cierpliwie. Czasami coś nam wyjdzie przed obiektyw, a czasami nie. Jak to w życiu bywa – odrobina szczęścia zawsze jest potrzebna.
Miejsce, które nazwałam Czapielskim Okiem. Ulubione miejsce narad czapli siwych.
Jak przebiegała ewolucja sprzętowa Twojej fotografii i jak nauczyłaś się techniki fotografowania zwierząt?
Och, to strasznie trudne pytanie. Bo ja na temat techniki fotografowania niewiele w zasadzie wiem. Po prostu czasem wyjeżdżam na fotosafari z zawodowymi fotografami i podpatruję, jak pracują. Czasem zadaję im jakieś niezbyt pewnie mądre pytania, a oni cierpliwie odpowiadają mi w zrozumiałym dla mnie, laika, języku. Do wielu rzeczy także doszłam sama, na zasadzie prób i błędów (z przewagą tych ostatnich) – próbując różnych ustawień, na tyle, na ile pozwala mi mój bardzo amatorski sprzęt. Moją przygodę z fotografowaniem zaczęłam niecałe dwa lata temu od kompaktu Sony Cybershot DSC-HX400V.
Jastrząb gołębiarz. Jak sama nazwa wskazuje, postrach gołębników. Ten jednak na łatwą zdobycz w gołębnikach raczej liczyć nie mógł, zamieszkując w samym sercu Puszczy Piskiej.

 Rybołów. Najpierw długo krąży wysoko, wypatrując pływających blisko powierzchni wody ryb, a potem lotem koszącym nadlatuje w upatrzone miejsce i, dzięki specyficznemu układowi szponiastych palców, chwyta w locie niczego niepodejrzewającą rybę spod wody. Widok polującego rybołowa, jego niesamowite oczy i wysunięte szpony, zapierają wprost dech w piersiach. Wtedy techniczna jakość zdjęcia schodzi na drugi plan.
Teraz, od niedawna używam Olympusa E-M10 MKII w systemie mikro 4/3 z obiektywami Zuiko 14-150 mm i 75-300 mm. Ale nadal czasami sięgam do mojego starego przyjaciela „Soniaczka”, z którym wiele razem przeszliśmy i który dużo mnie nauczył. Dla mnie jednak najważniejsza nie jest techniczna strona zdjęcia – bardziej niż techniczna doskonałość i wynalazki cyfrowej post-produkcji interesuje mnie uchwycenie czegoś ulotnego u fotografowanego zwierzęcia – szczególnego wyrazu pyska albo dzioba, ekspresji ciała, okoliczności, czyli tego, co mnie fascynowało od dzieciństwa. Podejrzeć, co zwierzę myśli, co czuje w zatrzymanym w kadrze momencie. Tak, żeby ze zdjęciem wiązał się jakiś kontekst, żeby fotografia mówiła coś o samym zwierzęciu.
Dzwoniec. Samiec w szacie godowej wygląda prawie jak kanarek.
Na czym polega etyka w fotografowaniu zwierząt?
Etyka fotografowania zwierząt to temat bardzo szeroki i jest nierozerwalnie związany z etyką naszych relacji ze zwierzętami w ogóle. Zawierają się w nim zarówno zagadnienia związane z normami prawnymi wyznaczonymi na przykład przez ustawę o ochronie przyrody, jak i zwyczajna empatia i poczucie przyzwoitości. Etyka fotografowania zwierząt to cały szereg pytań i problemów moralnych, które powinniśmy przemyśleć i poukładać sobie w głowie zanim skierujemy aparat w stronę zwierzęcia. Na przykład pytanie o fotografowanie dzikich zwierząt w zoo. Czy to jest aby na pewno fotografia przyrodnicza? Czy publikowanie zdjęć krążącego po wybiegu tygrysa albo kołyszącego się na boki słonia jest etyczne? Takie zachowania wskazują wszak na głębokie zaburzenia psychiczne u tych zwierząt, wynikające z życia w niewoli. Więc fotografowanie nieszczęśliwych zwierząt  w więzieniu i potem publikowanie bez odpowiedniego komentarza, albo – co gorsza – z komentarzem w rodzaju: „tańczący słoń”, jest z moim przekonaniu głęboko nieetyczne. Nieetyczne jest też każde zachowanie, czy to w celu uzyskania niezwykłej „fotki”, czy w jakimkolwiek innym, które wywołuje u zwierzęcia poczucie zagrożenia i zmusza do panicznej ucieczki albo, nie daj Boże, porzucenia gniazda w okresie lęgowym.
  Wilk Zorba skrada się do resztek łani upolowanej przez watahę poprzedniego dnia.
  Para żołn przed wejściem do swojej norki w piaszczystej skarpie. Zawsze lepiej zrezygnować z bliskiego planu i zrobić zdjęcie z daleka niż ryzykować spłoszenie ptaków w porze lęgowej.
Dlatego tak ważna jest wiedza na temat zachowań fotografowanych zwierząt. Dzięki temu wiemy, jakie zachowania z naszej strony mogą być dla nich źródłem dyskomfortu i jaką minimalną odległość musimy zachować. Nieetyczna jest pogoń za świetnym ujęciem za każdą cenę. Etyczne jest zrezygnowanie z fotografowania w sytuacji, gdy na szali leży z jednej strony dobro zwierzęcia, a z drugiej zaspokojenie naszego pragnienia zdobycia świetnej foty. Niestety, paradoksalnie wraz z dostępnością dobrego sprzętu umożliwiającego fotografowanie z dużej odległości, rośnie liczba amatorów włażenia z aparatem niemal do gniazda, żeby tylko „złapać” moment, gdy dorosły ptak wkłada smakołyk do dzioba wiecznie głodnego potomstwa! Inną sprawą odnoszącą się do etyki jest nęcenie zwierząt w pobliże siedzib ludzkich, prowokowanie do skracania dystansu, oswajanie, karmienie z ręki wiewiórek czy dziko żyjących ptaków. Utrata lub choćby zmniejszenie lęku przed człowiekiem, to dla dzikiego zwierzęcia zawsze śmiertelne niebezpieczeństwo. Prędzej czy później (raczej prędzej) straci ono życie albo pod kołami samochodu albo od kuli myśliwego. Osobny, bardzo ostatnio kontrowersyjny, temat to komercyjne czatownie, których właściciele nastawieni są wyłącznie na zysk, gdzie dla zaspokojenia rzesz amatorów fotografowania odbywa się całoroczne karmienie dziko żyjących zwierząt tonami odpadków rzeźnych. Do czego prowadzi modyfikacja zachowań pokarmowych zwierząt, widzimy obecnie na przykładzie dzików. Bezmyślne, nastawione na zysk działania Polskiego Związku Łowieckiego doprowadziły do zmiany zachowań pokarmowych dzików, uzależnienia ich diety od upraw ludzkich, a całoroczna obfitość pokarmu (dzięki tonom żywności wyrzucanym przez okrągły rok na nęciskach przez myśliwych) spowodowała zmianę zachowań reprodukcyjnych. Zamiast jednego miotu rocznie, z którego do wieku reprodukcyjnego przeżywały dwa lub trzy warchlaki, obecnie rodzą się dwa, a czasem trzy mioty w roku, z których przeżywają wszystkie osobniki, czyli co najmniej kilkanaście. Czy chcemy, aby to samo spotkało ptaki drapieżne albo wilki? Warto zaopatrzyć się w niezbędną wiedzę przyrodniczą i odpowiedzieć sobie na te pytania pakując sprzęt na kolejną wyprawę fotograficzną.
Czekając na świtanie. To nieprawda, że pierwsze budzą się skowronki. Pierwsze „na skrzydłach” są kruki!
Kaczka krzyżówka z potomstwem. Niby nic takiego, po prostu kacza rodzinka. Lecz ten widok nieustannie wzrusza mnie każdej wiosny.
Pan kos. Nieustraszony zjadacz czereśni, tym razem przyłapany na gałęzi świerka.
Krogulec, a właściwie tutaj to pani krogulcowa. Krogulec zwany jest także jastrzębiem wróblarzem. Szybki jak rakieta, zwinny w locie jak jaskółka, pogromca małych ptaszków. Tutaj przydybany podczas zasiadki. Za chwilę spadnie z góry jak pocisk na nic niepodejrzewającą ofiarę.
Kruk z wielce zadowoloną miną. Czasem trzeba mocno wysilić wzrok, żeby dojrzeć ptaka ukrytego wśród gałęzi. A one widzą wszystko, nic nie umknie ptasiemu oku.
  Kruk w zimowej scenerii. Czarny ptak na białym śniegu – prawdziwe wyzwanie dla fotografa!
Jedno z moich ulubionych zdjęć kruczych – zmierzwiony deszczem kruk, a w tle przepiękne jesienne Bieszczady.
Bieszczadzkie kruki - rozprostowywanie skrzydeł o poranku…
Kruki w układzie V, czyli monitoring 360 stopni
To jest najbardziej wstrząsająca scena, jaką udało mi się kiedykolwiek sfotografować. Lis nad ciałem potrąconego przez samochód pobratymca.
„Rudy ojciec, rudy dziadek, rudy ogon to mój spadek…”
Śnieg, mróz i zawierucha, a maszerować trzeba…
Podobno zgodnie z prawami aerodynamiki trzmiele w ogóle nie powinny latać. A jednak latają. I to jak!
Mama gęś gęgawa z potomstwem. Już od pierwszych dni gąsiątka uczą się poruszać w szyku zwanym przez ludzi „kluczem”.
Mewa śmieszka. Jak patrzeć na tego ptaka i nie uśmiechać się?
Mewa śmieszka przy podejściu do lądowania na wodzie.
Młody samiec zięby. Jeszcze zostało trochę pisklęcego puchu, ale młodzieniec coraz bardziej upodabnia się do taty. Nawet zaczyna już ćwiczyć charakterystyczną ziębową piosenkę.
Myszołów lądujący. Z tym ptaszorem żartów nie ma – ogromne skrzydła, ostre szpony i do tego silny haczykowaty dziób.
Myszołów podczas startu z ziemi. To taki moment, gdy na chwilę nawet drapieżne ptaki tracą nieco ze swego majestatu – gdy tak bezwładnie zwisają im spod brzuszków nóżki. Zawsze mnie ten widok wzrusza.
Myszołów w pozycji przelotowej, a w tle zachwycający barwami jesieni stok Trohańca.
W zimowej scenerii myszołów prezentuje się równie dostojnie.
Łabędzi śpiew? Nic z tych rzeczy! Po prostu poranna toaleta i otrzepywanie piórek z wody.

Rusałka pawik. Bardzo efektownie ubarwiony motyl. Przypominające pawie oczka plamy na wierzchniej stronie skrzydeł mają za zadanie zniechęcić ewentualnego intruza przed wtargnięciem na terytorium aktualnie eksploatowane przez rusałkę. Bardzo waleczny motyl - rozkładając swe wielkie, połyskujące opalizująco skrzydła potrafi skutecznie przegonić osę, a nawet trzmiela!


Samiec zięby. Niestrudzony śpiewak. Jego piosenka pachnie wiosną i brzmi jak rozsypujące się po posadzce perełki…

Młody krogulec. Żeby się podrapać za uchem, trzeba opanować sztukę stania na jednej nodze.
 
Sójka. Ciekawska, hałaśliwa, wystrojona w kolorowe piórka. Gdy coś się dzieje w lesie, sójka pierwsza podnosi alarm, informując współmieszkańców swoim wrzaskliwym donośnym głosem. Potrafi też naśladować głosy innych mieszkających w sąsiedztwie ptaków. Już niejeden raz zmyliła mnie udając krzyk myszołowa.

Sójka. Przełykanie bywa trudne, gdy gardło wąskie, a apetyt wielki…
 
  „Dzień dobry. Co dzisiaj w psiej misce na śniadanie?”
  Suseł moręgowany. Najpierw słychać charakterystyczny świst. Trzeba było trochę wysilić wzrok, żeby dostrzec susła na ubitej drodze.
Rzadka okazja do bezpośredniego porównania, czym różni się łabędź niemy (to ten z lewej strony, z pomarańczowym dziobem) od łabędzia krzykliwego (to ten po prawej stronie – smuklejszy, z żółtym u nasady dziobem)
Łabędziunio Księciunio… Wynurzył się z rozświetlonej promieniami wchodzącego słońca mgiełki, podpłynął dostojnie prawie pod samą czatownię i przez dobre kilka minut pozował mi do zdjęć. Nie mógł mnie widzieć, ale dam głowę, że wiedział, że tam jestem, schowana w szuwarach.
Orlik krzykliwy. Najmniejszy z występujący w Polsce orłów, ale zdecydowanie przewyższający rozmiarami myszołowy i błotniaki. Przepiękny, dostojny ptak – zarówno na ziemi, jak i w locie.
Orlik krzykliwy. Trzeba niezwykłej precyzji i koordynacji, żeby tak bez pudła trafić w ostro zakończony kikut złamanego drzewa i jeszcze zachować przy tym równowagę. Takie lądowanie zawsze podnosi fotografowi ciśnienie i przyprawia o drżenie rąk!
  Karpacki orzeł przedni. Gatunek skrajnie zagrożony. W Polsce jest zaledwie 25-30 par. Wspaniały, majestatyczny ptak, największy z polskich orłów - rozpiętość jego skrzydeł wynosi ponad 2 metry! Nigdy nie przestanie mnie zadziwiać, jak takie wielkie ptaszysko, ważące grubo ponad 4 kilogramy, potrafi zgrabnie wylądować, a potem stabilnie sobie przesiadywać na cienkim, chwiejącym się na wietrze czubku wysokiego świerka.
  Osadnik egeria. Motylek mało atrakcyjny jeśli chodzi o aparycję, lecz zwracający uwagę swoim zachowaniem. Bardzo czujny (więc niełatwo go podejść do zdjęcia), silnie terytorialny i niezwykle waleczny zwierzołek. 
  Pokłonnik osinowiec. Pięknie ubarwiony, zarówno na wierzchniej jak i na spodniej powierzchni skrzydeł, jeden z największych polskich motyli. Niestety, coraz rzadziej można go spotkać z uwagi na masowe usuwanie drzew osikowych, które są podstawą pokarmu tego motyla. W moim ogrodzie pokłonniki osinowce zadowalają się słodkościami ukrytymi w kwiatach złocienia, dzięki czemu mogę cieszyć oczy ich widokiem.
  Rusałka pawik. Bardzo efektownie ubarwiony motyl. Przypominające pawie oczka plamy na wierzchniej stronie skrzydeł mają za zadanie zniechęcić ewentualnego intruza przed wtargnięciem na terytorium aktualnie eksploatowane przez rusałkę. Bardzo waleczny motyl - rozkładając swe wielkie, połyskujące opalizująco skrzydła potrafi skutecznie przegonić osę, a nawet trzmiela!
  Tokujące perkozy dwuczube są po prostu zjawiskowe. Te pióropusze, wyszukane pozy, choreograficzne układy taneczne, pieśni, wręczanie prezentów w postaci małych rybek lub wyłowionych z dna wodorostów…  Perkozy to prawdziwi mistrzowie w sztuce uwodzenia.
  Trzmiel kontra grawitacja
  Zorganizowanie zwierzętom odpowiedniego poidełka jest o wiele ważniejsze od karmnika. Szczególnie w upalne letnie dni. Ale nie tylko. Nawet teraz, w listopadzie, „nasze” wiewiórki codziennie przychodzą, żeby się napić.
  Wiewiórka obszczekuje sroki. Wykonuje przy tym szybkie ruchy na boki ogonem i pupą, przytupując tylnymi łapkami. Sroki oczywiście niewiele sobie z tego straszenia robią.
  Wilcza narada
  Wilk i sójka kamikadze. Tak naprawdę sójka niewiele ryzykuje, bo wilk raczej nie gustuje w obiadach składających się z większej ilości piór niż mięsa. A nawet gdyby, to sójka ma szybszy refleks i zanim wilk zdążyłby otworzyć pysk, to po sójce nie zostałoby na ziemi nawet śladu.
  Bieszczadzki wilk w promieniach wschodzącego słońca
  Bieszczady, nasza chata-czatownia wysoko w górach. Ciekawski sąsiad wpadł z wizytą tuż przed świtem.
  Bieszczadzka październikowa noc. Ja wyłam przed naszą chatą, wilki po drugiej stronie zbocza. I tak sobie gadaliśmy po wilczemu. Tuż przed świtem buraski postanowiły przyjść i sprawdzić, co to za stworzenie tak fałszowało nocne wilcze arie…
  Zaskroniec. Jest całkiem niegroźnym wężem i nie sposób go pomylić z żadnym innym gadem. Wyróżniają go złoto-żółte plamy z tyłu głowy („za skroniami”). Zaskrońce świetnie pływają, a w słoneczne dni lubią się wygrzewać w słońcu.
Siedziałam ukryta w trzcinach, obserwując zaloty gęsi gęgaw, gdy tymczasem tuż pod moimi nogami usłyszałam charakterystyczny chichot. Żaba śmieszka wpatrywała się we mnie nieruchomym wzrokiem. To te zwierzątka właśnie tworzą przedwieczorne wiosenne symfonie , rozbrzmiewające echem w pobliżu niewielkich nawet zbiorników wodnych.
  Wszystkie okoliczne żurawie już w parach, a ten jeden nadal szukał żony…
  Rodzina żurawi – mama, tata i młodzieniec (pierwszy z lewej strony)
  Żurawisko

10 komentarzy:

  1. Hipokrytka jakich mało, brak słów.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Każdy może wyrazić swoją opinię, ale byłoby uczciwie podpisać się. Ani ja, ani osoby z którymi rozmawiam nie ukrywamy naszej tożsamości.

      Usuń
  2. Etyka na pokaz w necie !!!
    Mówi to Pani, która nie tak dawno korzystała z takiej czatowni w Bieszczadach gdzie wyrzuca się kilogramy odpadków rzeźnych w celu zwabienia wilków i niedźwiedzi.
    Wtedy to jakoś jej nie przeszkadzało ?
    Fajne zdjęcia powychodziły, którymi chwaliła sie Pani na lewo i prawo, a krytyczne wpisy na temat sposobu ich zrobienia i ich autorzy byli usuwani i blokowani.
    Ot etyka i miłość do zwierząt.

    OdpowiedzUsuń
  3. Toźsamość tego tchórza jest mi znana. Arkadiusz Broniarek-Zięba się nazywa. Znany fejsbukowy hejtownik.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tchórza??? Hejtownik???
      Niech Pani Dorota napisze gdzie i jak robiła zdjęcia wilków w Bieszczadach? Ma odwagę powiedzieć prawdę? Pol Polski wie jak i gdzie i u kogo powstały te zdjęcia !!!
      Niestety Pani Dorota jest już znana w środowisku z kłamstw i fałszu.

      Usuń
  4. Hipokryzja i fałsz !!!

    OdpowiedzUsuń
  5. Miłośniczka zwierząt się znalazła, na papierze i na języku.
    Hipokrytka !!!

    OdpowiedzUsuń
  6. To nie tylko Arek, na Fotoczatach są zdjęcia autorki. Wszyacy wiedzą jak fotyczaty działają.

    OdpowiedzUsuń
  7. Sprostowanie odnośnie do jednego z motyli opisanego jako pokłonnik osinowiec. Motyl na zdjęciu do drugie (letnie) pokolenie rusałki kratkowca. Osinowce raczej nie latają w ogródkach i nie siadają na kwiatach.

    OdpowiedzUsuń
  8. Zgadzam się Piotrem. Ten motyl to rusałka kratkowiec - pokolenie letnie Porównaj na:
    Motyle - fruwające kwiatuszki

    OdpowiedzUsuń

Edward Hartwig: Przypadek według Edwarda H.

  Rekonstrukcja rozmowy jaką w roku 1997 Iza Makiewicz-Brzezińska odbyła z gigantem polskiej fotografii – Edwardem Hartwigiem. Iza M...