[Rekonstrukcja testu z 2015 roku]
Wyznaję prostą zasadę, że nie ma obiektywu, którego nie da się założyć na bezlusterkowca. Oczywiście istnieją wyjątki od tej reguły, ale zbyt nieliczne by się nimi przejmować w praktyce. Użytkownicy pełnoklatkowych bezlusterkowów Sony zostali pierwotnie „zmuszeni” do próbowania na nich optyki innych producentów przez ubóstwo firmowej optyki i jej wysokie ceny. Z drugiej strony do takich prób skłania bezproblemowa współpraca aparatów Sony E z obiektywami innych producentów poprzez proste adaptery, oraz łatwość ręcznego ustawiania ostrości na wyświetlaczach ciekłokrystalicznych w wizjerze i na monitorze. To drugie jest wspomagane poprzez powiększanie obrazu oraz funkcję „focus peaking” – czyli pokazywania zarysu obszarów o najwyższym kontraście. Od początku wielu użytkowników faworyzowało obiektywy starego, "osieroconego" (czyli porzuconego przez producenta) systemu Canon FD z trzech powodów: dobra jakość, dobre ceny oraz powszechna dostępność na rynku wtórnym.
Wyznaję prostą zasadę, że nie ma obiektywu, którego nie da się założyć na bezlusterkowca. Oczywiście istnieją wyjątki od tej reguły, ale zbyt nieliczne by się nimi przejmować w praktyce. Użytkownicy pełnoklatkowych bezlusterkowów Sony zostali pierwotnie „zmuszeni” do próbowania na nich optyki innych producentów przez ubóstwo firmowej optyki i jej wysokie ceny. Z drugiej strony do takich prób skłania bezproblemowa współpraca aparatów Sony E z obiektywami innych producentów poprzez proste adaptery, oraz łatwość ręcznego ustawiania ostrości na wyświetlaczach ciekłokrystalicznych w wizjerze i na monitorze. To drugie jest wspomagane poprzez powiększanie obrazu oraz funkcję „focus peaking” – czyli pokazywania zarysu obszarów o najwyższym kontraście. Od początku wielu użytkowników faworyzowało obiektywy starego, "osieroconego" (czyli porzuconego przez producenta) systemu Canon FD z trzech powodów: dobra jakość, dobre ceny oraz powszechna dostępność na rynku wtórnym.
Partner testu |
Sony, Canon |
Ten test wydaje się karkołomny. Sony Zeiss Sonnar T* FE 35 mm F/2,8 ZA jest około dziesięciokrotnie droższy od Canona FD 35 mm f/2,8. Jeśli do tego dołożymy magiczne słowo „Zeiss” w nazwie
obiektywu Sony i dość powszechne przekonanie, że stare obiektywy projektowane
do aparatów rejestrujących obraz na filmie nie nadają się do współpracy z
matrycami pełnoklatkowymi Sony, wydaje się, że staruszek Canona nie ma żadnych
szans w tym starciu. Tym bardziej byłem ciekaw jego wyniku.
Canon, Sony |
Canon
FD 35 mm f/2,8 to obiektyw stworzony do dawno „osieroconego” przez producenta
systemu Canon FD, który zniknął z rynku, gdy fotografia cyfrowa jaką znamy
dzisiaj była jeszcze w sferze myślenia życzeniowego. Był to wtedy najtańszy
model obiektywu Canona o ogniskowej 35 mm. Nawet w latach osiemdziesiątych
ubiegłego wieku uważano, że stałoogniskowy obiektyw o ogniskowej 35 mm i
świetle f/2,8 jest ciemny; tym bardziej dziwiło mnie promowanie obecnie przez
Sony optyki Sony Zeiss Sonnar T* FE 35 mm F/2,8 ZA jako szkła zawodowego i tak
wysokie ustawienie poziomu cenowego.
Canon |
Testowany
tutaj egzemplarz obiektywu Canon FD 35 mm f/2,8 ma z tyłu kod fabryczny U305,
co oznacza, że wyprodukowano go w marcu 1980 roku. Pochodzi z serii optyki New
FD, którą wtedy powszechnie krytykowano za użycie w konstrukcji dużych ilości
tworzyw sztucznych; z perspektywy czasowej podejrzenia, że zmniejszy to
trwałość obiektywów, wydają się bezpodstawne. Mówiąc szczerze w porównaniu z
większością obecnej produkcji, optyka Canon New FD wydaje się niezwykle
solidna; obiektyw Sony ma nieco metalu na zewnątrz, ale wewnętrzne mechanizmy są
zrobione z tworzywa. Obydwa obiektywy mają metalowe mocowanie bagnetowe. W
długotrwałym użytkowaniu obydwa obiektywy okazują się równie solidnie zrobione.
Łączy je coś jeszcze: obydwa wyprodukowano w Japonii.
Kwestia
relacji między Sony a marką Carl Zeiss to temat na odrębny artykuł. W skrócie
można powiedzieć, że Sony ma się tak do Zeissa, jak Panasonic do Leiki.
Dołączony do obiektywu certyfikat, wzorowany na dawnych czasach, nie może robić
większego wrażenia, bo podobne znajdziemy obecnie w wielu produktach koreańskich.
Obiektyw Sony jest nieco dłuższy od Canona, ale proporcje zmienia
konieczność dodania do tego drugiego adaptera pozwalającego zachować możliwość
ostrzenia w pełnym zakresie odległości obrazowych. Ponadto adapter wyposażony
jest w pierścień pozwalający przymknąć przysłonę do wartości roboczej. Tu jedna
uwaga: pierścień musi był w pozycji „Open” w chwili zakładania na obiektyw, aby
przymykanie przysłony było możliwe. Dlatego zmienianie obiektywów na adapterze
w trakcie fotografowania jest dość skomplikowane i jeśli mamy kilka obiektywów
Canon FD, najwygodniej jest na stałe mieć założony oddzielny adapter na każdy z
nich..
Sony, Canon, Sony, Canon |
Canon, Sony |
Canon FD 35 mm f/2,8 ma przysłonę 5-pięciolistkową i minimalną odległość
ostrzenia 0,35 m. Obiektyw Sony ostrzy od takiej samej odległości 0,35 m,
natomiast 7-listkowa tylko teoretycznie po przymknięciu nieco lepsze
odwzorowanie nieostrych punktów światła; w praktyce obydwa obiektywy oddają je
jako bardzo podobne wielokąty. Ciekawe różnice pojawiają się, gdy fotografujemy
obydwoma obiektywami z tej samej, niewielkiej odległości: kadr z Sony (z lewej)
jest nieco ciaśniejszy niż z Canona (z prawej):
Sony, Canon |
Wyjaśnienie jest proste. Canon to obiektyw z tradycyjnym ostrzeniem
poprzez ruch całego członu optycznego, podczas gdy Sony wyposażono w wewnętrzne
ogniskowanie. To ostatnie jest niezastąpione w optyce z autofokusem, ale
pociąga za sobą niewielką zmianę ogniskowej przy przechodzeniu od
nieskończoności do minimalnej odległości ostrzenia. Canon „trzyma” ogniskową w
całym zakresie ostrzenia.
Winietowanie
Analizę
własności optycznych zacznijmy od winietowania. Sony to mały obiektyw z
niewielką źrenicą wejściową przedniej soczewki. Efekt takiej konstrukcji w
postaci winietowania jest do przewidzenia, ale rzeczywiste wyniki widoczne na
zdjęciach są uderzające: obiektyw winietuje mocno przy pełnym otworze przysłony
i efekt ten nie znika całkowicie nawet po przymknięciu do f/11. Canon winietuje
nieco przy f/2,8 ale już przy f/5,6 winietowanie znika prawie całkowicie.
Przysłona
f/2,8:
Przysłona f/11:
Przysłona
f/16:
Przy
przysłonie f/16 widać już niewielki spadek ostrości wywołany przez dyfrakcję.
Ponownie
zdjęcia ułożone są według następującego klucza:
Przysłona f/2,8:
Aberracja chromatyczna
Sony f/2,8; Canon f/2,8 |
Przysłona
f/5,6:
Dystorsja
Obydwa
obiektywy mają minimalną dystorsję beczkowatą; należy stwierdzić, że pod tym
względem są bardzo dobrze skorygowane i można ich śmiało używać w fotografii
architektury.
Sony, Canon |
Ostrość i kontrast
Przejdźmy
dalej do analizy ostrości. Z góry byłem przekonany, że środek jak środek, ale
brzegi w nowoczesnym obiektywie szerokokątnym Sony stworzonym specjalnie do
matrycy pełnoklatkowej muszą być lepsze niż w stareńkim Canonie. Wyniki testu
okazały się nieco inne. Wszystkie zdjęcia oczywiście zostały wykonane ze
statywu; różnice w kadrze są ponownie spowodowane tym, że Sony tylko w
nieskończoność ma pole widzenia obiektywu o ogniskowej 35 mm. Spójrzmy najpierw
na obraz przy pełnym otworze przysłony.
Zdjęcia
ułożone są według następującego klucza:
Sony
środek
|
Canon
środek
|
Sony
brzeg
|
Canon
brzeg
|
Przysłona
f/2,8:
W
środku kadru obraz z Sony jest nieco ostrzejszy i bardziej kontrastowy. Brzegi
są słabsze na zdjęciach z obydwu obiektywów, ale można je uznać za w pełni
użyteczne; o dziwo, Sony nie jest wcale lepszy od Canona, i bardziej w nim przeszkadza
mocne winietowanie, o którym już pisaliśmy.
Już
przy przysłonie f/4 ostrość i kontrast poprawia się w środku obrazu z Canona na
tyle, że nie odstaje on od jakości obiektywu Sony przy tej samej przysłonie. Na
brzegu obrazu w Canonie też jest lepiej - i to lepiej niż w Sony, gdzie nie
widać poprawy po przymknięciu.
Sony środek, Canon środek Sony brzeg, Canon brzeg |
Przysłona
f/4:
Sony środek, Canon środek Sony brzeg, Canon brzeg |
Przysłona
f/5,6:
Jakość
obrazu przy f/5,6 wyrównuje się w całym polu obrazowym i trudno znaleźć większe
różnice między obrazkami z dwóch obiektywów, chociaż dałbym przewagę Canonowi
na brzegu dzięki nieco lepszej ostrości. Ponadto cały czas widać jak silnie
winietuje Sony.
Sony środek, Canon środek Sony brzeg, Canon brzeg |
Sony środek, Canon środek Sony brzeg, Canon brzeg |
Przy
przysłonie f/11 jakość obiektywów jest właściwie nieodróżnialna. To, że brzegi
na zdjęciach z Sony stają się równie ostre, co środek dopiero przy f/11 może
wynikać z krzywizny pola, uniemożliwiającej jednoczesne uzyskanie ostrości w
środku i na brzegu w jednej płaszczyźnie.
Sony środek, Canon środek Sony brzeg, Canon brzeg |
Wnioski:
Obiektyw Sony jest nieco lepszy w środku obrazu przy pełnym otworze przysłony.
Canon dogania go środkiem już przy f/4 a brzegiem wychodzi lekko do przodu.
Przy f/11 obiektywy dają właściwie nieodróżnialne obrazki. Nie tego się
spodziewałem; optyka 35-letnia tak dobrze spisuje się na trudnej matrycy Sony?
Gdzie jest zatem ten powszechnie głoszony postęp w optyce? (Podpowiedź:
oczywiście postęp jest, ale raczej nie w przypadku ciemnych obiektywów
stałoogniskowych).
Jako,
że zdjęcia testowe pokazywały płaski obiekt (collage), dołączam jeszcze zdjęcia pejzażu wykonane przy f/2,8 i
f/11.
Sony
środek
|
Canon
środek
|
Sony
brzeg
|
Canon
brzeg
|
Przysłona f/2,8:
Sony środek, Canon środek Sony brzeg, Canon brzeg |
Aberracja chromatyczna
Pora
obalić kolejny mit: powszechnie uważa się, że nowe obiektywy projektowane do
aparatów cyfrowych mają mniejsze problemy z aberracją chromatyczną niż stara
optyka. Czasem tak, a czasem nie. W tym przypadku ponownie Canon jest lepszy od
Sony.
Zdjęcia
wykonane przy przysłonie f/2,8; z lewej Sony, z prawej Canon:
Sony f/2,8; Canon f/2,8 |
Nawet
przy pełnym otworze przysłony Canon właściwie jest wolny od aberracji
chromatycznej, a na zdjęciu z Sony widać
wyraźnie niebieskawe obwódki na nieostrej krawędzi światła i cienia. To
niestety kolejny efekt wewnętrznego ogniskowania. Ostrzenie poprzez ruch całego
członu optycznego zastosowany w Canonie lepiej sobie radzi z tą wadą optyczną.
Oczywiście w oprogramowaniu – czy to w samym aparacie Sony czy w trakcie
późniejszej obróbki - łatwo wyeliminować taką aberrację chromatyczną i pewnie
dlatego Sony nie zadało sobie trudu idealnego skorygowania samego obiektywu.
Bokeh
Na
koniec jeszcze kilka słów o sposobie odwzorowania nieostrych punktów światła.
Pod tym względem żaden z dwóch testowanych obiektywów nie zdobyłby nagrody.
Przy pełnym otworze przysłony bokeh jest co najwyżej neutralne; po przymknięciu
pojawiają się wielokąty, nieco tylko przyjemniejsze w przypadku Sony.
Zdjęcia
ułożone są według następującego klucza:
Sony f/2,8
|
Canon f/2,8
|
Sony f/11
|
Canon f/11
|
Sony f/2,8; Canon F/2,8 Sony f/11, Canon f/11 |
Krótkie wnioski
Co
wynika z tego testu? Na pewno nie to, że Sony to obiektyw słaby. Wręcz
przeciwnie: to bardzo dobra optyka z kilkoma tylko „wpadkami”, do których
należy zaliczyć silne winietowanie, aberrację chromatyczną oraz słabsze brzegi
obrazu przy dużych otworach przysłony, przy czym dwie pierwszy wady są łatwe do
skorygowania w oprogramowaniu. Tym bardziej zdumiewające jest to, jak dobry
okazał się Canon. Automatyczne ustawianie ostrości w obiektywie Sony nie było
dla mnie dostatecznym usprawiedliwieniem różnicy w cenie. Niezależnie od ceny,
gdybym miał wybrać spośród tej pary obiektyw lepszy optycznie, właściwie w
każdej kategorii wskazałbym na Canona. Zatem nic dziwnego w tym, że
postanowiłem zachować ten właśnie obiektyw, a za pozostałe w portfelu pieniądze
kupić kilka innych zabawek fotograficznych.
Na
koniec kilka zdjęć wykonanych aparatem Sony A7 i obiektywem Canon FD 35 mm
f/2,8; jako że adapter jest czysto mechaniczny, aparat nie rejestruje roboczego
otworu przysłony. Większość zdjęć zrobiona przy f/2,8.
Canon FD 35 mm f/2,8; przy f/5,6 |
Canon FD 35 mm f/2,8; przy f/2,8 |
Canon FD 35 mm f/2,8; przy f/2,8 |
Canon FD 35 mm f/2,8; przy f/2,8 |
Canon FD 35 mm f/2,8; przy f/2,8 |
Canon FD 35 mm f/2,8; przy f/4 |
Canon FD 35 mm f/2,8; przy f/2,8 |
Canon FD 35 mm f/2,8; przy f/2,8 |
Dziękuję
firmie http://www.interfoto.eu za
wypożyczenie obiektywu Sony Zeiss Sonnar T* FE 35 mm F/2,8 ZA do testu.
Test summary
Thirty-five
vs. thirty-five: Sony Zeiss Sonnar T* FE 35mm f/2.8 ZA and Canon FD 35mm f/2.8
tested on Sony A7
This is a test I performed in 2015 when analyzing lens
options for Sony A7, my first full-frame mirrorless camera. The Sony Zeiss
Sonnar T* FE 35mm f/2.8 ZA had very good reputation but I was not ready to pay the
high price it commanded for such a slow lens. I decided to give the Canon new
FD 35mm f/2.8 lens a try, although given the tenfold price difference and
mantra repeated by some that film-era lenses were incompatible with modern
sensors, that seemed like a battle lost by the Canon before it even started.
The copy of the Canon I tested was manufactured in
March 1980, and although the new FD series lenses were back then criticized for
being overly plasticky, their construction seems decent by today’s standards. The
IF design of the Sonnar makes it prone to some focus breathing, something not
bothering the Canon, where the entire front of the lens is moved for focusing.
Vignetting. The small entrance pupil of the Sony causes it to vignette
strongly at f/2.8 and the problem does not completely go away even at f/11. The
Canon vignettes slightly at f/2.8 but the illumination evens out across the
frame already at f/5.6
Distortion.
Both lenses have
minimum amounts of barrel distortion; they are so well-corrected that I would use
them for architectural photography with no reservations.
Sharpness
and contrast. I had assumed beforehand that edge image quality had to be better in the
new lens made specifically for full-frame sensors. Results proved me wrong. At
f/2.8 the central sharpness and contrast is slightly better in the Sony, while
edges are worse – but acceptable - in ether lens; surprisingly the Sony is no better
than the Canon, and the aforementioned strong vignetting is really disturbing
on the Sony. Canon’s central sharpness and contrast improve by f /4 to Sony’s levels at the same aperture, while edges
improve too and better the Sony, which does not show any edge improvement. At f/5.6
image quality evens out across the frame
and it is difficult to pinpoint any differences between the two lenses; I would
give a slight to nod to the Canon for edge sharpness; besides Sony still
vignettes heavily. At f/11 the quality between the two lenses is indistinguishable.
Perhaps the Sony has field curvature
preventing it from achieving equal sharpness between center and edge until
stopped down to f/11. At f/13 diffraction kicks in.
Chromatic
aberration. I was truly puzzled by the results here, as new lenses should be better
corrected than old ones. Not true in this case. At f/2.8 the Canon is virtually free from CA, which is
quite visible in the Sony. This might follow from IF design of the latter.
Certainly, Sony cameras have embedded profiles correcting images from specific
lenses for CA, so perhaps this is why the designers did not bother to correct
the lens better than they did.
Bokeh.
Bokeh from either lens is
mediocre at best.
Sony is not a bad
lens by any means. On the contrary: it is a very good glass with a few
shortcomings, such as strong vignetting, chromatic aberration and inferior edge
sharpness image at large aperture openings; the two former faults are easily
correctable by the camera firmware or later by image processing software. This
makes the Canon look truly excellent. For me autofocus alone did not prove to
be a sufficient argument in favor of the Sony or justification of its high
price tag. Regardless of the price, on virtually all counts I would give a
slight edge to optical performance of the Canon. No wonder I kept the lens, and
used the spare cash to finance some other photographic toys. I am not saying
there is no progress in optical designs. There has been a lot of progress in
the recent three decades, but it must have ignored slow primes.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz