Rekonstrukcja wywiadu
przeprowadzonego w roku 1997 przez Izę Makiewicz-Brzezińską z jednym z najlepszych fotografów światowej sceny muzycznej, Markiem Karewiczem.
|
Marek Karewicz: autoportret |
Iza Makiewicz-Brzezińska:
18 maja b.r. w warszawskiej piwnicy ,,Harendy" występował między innymi Zbigniew
Namysłowski, który w swoim czasie uczył Pana gry na trąbce. W trakcie tego
wieczoru jazzowego powiedział Pan: ,,Gdyby nie to, co wydarzyło się czterdzieści
lat temu w Hybrydach, nie było by takiej Polski jaką mamy dzisiaj", ale
nie rozwinął Pan tej myśli…
|
Sunny Rollins |
Marek Karewicz: Uważam, że
autorami obecnych przemian w Polsce są Willis Conover, Jan Paweł Il i Lech
Wałęsa. Wtedy, gdy Conover uczył mnie i moich rówieśników wolności – jazz był w
Polsce muzyką zakazaną, początkowo tworzoną głównie przez wybitnie zdolnych
amatorów takich jak Witek Sobociński, Janek Zylber czy Krzyś Komeda. Kiedy we
wczesnych latach 60. XX wieku zatwierdzono statut ,,Polskiej Federacji Jazzowej"
- byliśmy pijani ze szczęścia, bo nie przypuszczaliśmy, że to się w ogóle uda. Pierwsze
słowa tego dokumentu mówiły bowiem o tym, że najważniejsza jest wolność
wypowiedzi, swoboda improwizacji, a najlepszą rzeczą na świecie jest jazz, którego
kolebką są Stany Zjednoczone. Mam teorię, że albo podpisał to cichy
współpracownik CIA, albo jakiś wyjątkowy idiota, który w ogóle nie wiedział o
co chodzi. W żadnym innym kraju realnego socjalizmu nie udało się założyć
podobnej organizacji. Takie były początki zarówno jazzu w Polsce, jak i mojej
fotografii związanej z tą muzyką.
|
Krzysztof Komeda-Trzciński |
Polska była pierwszym krajem
socjalistycznym, w którym powstał festiwal jazzowy. Jazz Jamboree ma już
czterdzieści lat i jest uważany za jeden z największych festiwali jazzowych w
Europie. Dzięki niemu do Polski przyjechały wybitne gwiazdy takie jak Duke
Ellington czy Stan Getz. Tak zwani ..kacykowie" już nie byli w stanie
zatrzymać tego procesu. A ja – fotografowałem. Zawsze niezwykle poważnie
podchodziłem do swojej pracy: tworzyłem archiwum.
|
Zbigniew Seifert, Janusz Muniak, Tomasz Stańko |
Starałem się prywatnie i
osobiście poznać tych wielkich światowych muzyków, którzy traktowali Jazz
Jamboree jako zjawisko zupełnie wyjątkowe dzięki – między innymi - niesłychanie
żywo reagującej publiczności.
|
Bronisław Suchanek |
To wszystko zawdzięczamy klubowi
,,Hybrydy", gdzie istniała również sekcja fotograficzna, teatralna i
filmowa. Tam właśnie Krzysztof Zanussi pracował jako operator w kabinie
projekcyjnej, rozpoczynali swoją działalność estradową Janek Pietrzak, Wojtek Młynarski
i Jonasz Kofta. Nie mówiąc już o tym, że do klubu przychodziły najlepsze
dziewczyny... Wszyscy słuchali jazzu, a ja za pomocą aparatu fotograficznego utrwaIałem
ich interesujące miny.
|
Zbigniew Seifert |
|
Lester Bowie |
Nie pamiętam, aby wtedy
miała tam miejsce jakakolwiek bójka czy tak zwane ,,chlanie" alkoholu. Na
bramce stał świetnie radzący sobie z tłumem 75-letni pan Stefan, który przed
wojną był kamerdynerem jednego z niesłychanie ważnych rodów polskich. Kiedyś
byłem świadkiem, gdy podszedł do niego jakiś ,,żul" z Grochowa i chciał
wejść, a spotkawszy się ze zdecydowaną odmową - zapytał czy wobec tego może
przyjść w przyszłym tygodniu. Pan Stefan odpowiedział twardo: ,,Proszę Pana,
Pan tu nigdy nie będzie mógł wejść".
|
Miles Davis |
I. M.-B.: Czy mógłby
Pan opowiedzieć o takich sytuacjach związanych z fotografowaniem czy kontaktem ze
sławnymi muzykami, które z jakichś powodów Pan szczególnie zapamiętał?
M.K.: Największe wrażenie
jako indywidualność zrobił na mnie zmarły w 1991 roku Miles Davis. Cenił mnie
za to, co osiągnąłem. A był to człowiek bardzo trudny w kontakcie, zamknięty w
sobie, chyba nikogo nie obdarzający sympatią. Osoby z jego otoczenia do dziś
wspominają go umiarkowanie ciepło. Mnie złamał złotego ,,Parkera", którego
specjalnie kupiłem, żeby podpisał mi fotografię. Wprawdzie zdjęcie mu się podobało, ale też w niczym nie spowodowało to zmiany jego nastawienia wobec faktu bycia
fotografowanym- na co się nie zgadzał.
Przyznaję, że to zdjęcie
zrobiłem tak trochę bez jego wiedzy, ale potem on wielokrotnie wykorzystywał je
w reklamie. Zaprosił mnie nawet na swój pożegnalny koncert. Patrzył na mnie
i... odwracał się tyłem. Ale wiedział, że jestem ,,from Poland" i znał
powód, dla którego się tam znalazłem.
Teraz na starość zapraszają
mnie różni muzycy na trasy koncertowe, gdzie powszechnie wiadomo, że fotografować
nie wolno. Ale ja - mogę. To właśnie stanowi jedno z moich osiągnięć.
|
Czesław Niemen-Wydrzycki |
Jestem ,,człowiekiem
bankietowym", więc przede wszystkim pamiętam bankiety. Nie tak dawno bylem
w trasie koncertowej z jednym z największych amerykańskich kontrabasistów
Jimmim Woodem, który grał w wielkich orkiestrach, przez wiele lat występował z
Ellingtonem. Jimmy Wood, niestety, jest człowiekiem pijącym. Wśród muzyków
jazzowych i rockowych alkoholizm jest powszechną chorobą. Moim zdaniem przyczyną
są kompleksy, z którymi jedni potrafią się uporać, czymś je „przykryć” a inni -
nie dają sobie rady.
|
Krzysztof Komeda-Trzciński |
|
Duke Ellington |
Muzyk jazzowy bez względu na
to, w jakiej znajduje się formie nie tylko musi wyjść na scenę i improwizować,
ale też mieć tak zwany ,,rewelacyjny wieczór". Pamiętam koncert w Warszawie
z udziałem jednego z najwybitniejszych saksofonistów na świecie Wayna Shortera.
Musiał zagrać, mimo że na chwilę przed występem dowiedział się, że w Nowym
Jorku umarła właśnie jego córka. To był jeden z piękniejszych koncertów
Shortera, jakie słyszałem. I jak taki człowiek przed wejściem na scenę ma sobie
nie wypić? Oczywiście na dłuższą metę żadnemu z wielkich wódka nie pomogła. Istnieją
tacy muzycy, którzy bez alkoholu w ogóle nie są w stanie funkcjonować. Paul
Gonzalves – saksofonista grający z Dukiem Ellingtonem - bez wypicia wódki nie
wychodził na scenę. Nigdy nie widziałem go trzeźwego, ale grał fantastycznie!
Był tak przywiązany do Ellingtona, ze umarł dwa tygodnie po śmierci mistrza. To
niesłychana symbioza, ale też trzeba wziąć pod uwagę, że taki big-band jazzowy
pracuje zwykle ze sobą przez dziesięć, dwadzieścia lat. Oznacza to, że w tym
samym hotelu się mieszka, jedzie tym samym autokarem, codziennie ogląda te same
twarze i rozmawia na podobne tematy. Któregoś dnia to może okazać się męczące, ale
taka jest cena jaką się płaci za to, żeby być najlepszym. Na tym polega idea zgranego zespołu.
|
Mick Jagger |
I. M.-B.: Czy Pana
stosunek do picia i palenia jest jednakowy?
M.K.: Palenie uważam za
nonsens, chociaż sam kiedyś paliłem bardzo dużo. Gdy przestałem – poczułem się
znacznie lepiej. Potrafię teraz przy pomocy smaku rozróżnić dobrze i źle
wypieczony chleb oraz fałszowaną wódkę od niefałszowanej.
Moim zdaniem
,,wyższość" alkoholu polega na tym, że nikt się nim nie "zaciąga",
nie powoduje on też raka płuc. Jestem człowiekiem rozsądnym i nie piję w
nadmiernych ilościach. Dość dobrze znam
się na gatunkach piwa. Popijanie piweczka zapobiegło u mnie osadzaniu się
piasku w nerkach. Niedawno jeszcze w Polsce był tylko jeden rodzaj niesmacznego
piwa i dlatego kiedyś go nie tolerowałem. Teraz sytuacja uległa zmianie.
|
Ewa Demarczyk |
I. M.-B.: Z dużego
spożycia piwa słyną między innymi Czesi. Z nimi właśnie łączy się moje następne
pytanie. Jak to było z tymi pieczątkami z ,,Pociągów pod specjalnym nadzorem"
Menzla? Niektórzy żartują
sobie, że miał Pan szansę jako pierwszy przystawić je w
intymnych częściach ciała odtwórczyni jednej z lepiej zapamiętanych ról
żeńskich w tym filmie. Podobno też przedłużył
Pan dla tej pani o tydzień swój pobyt w Pradze...
M.K.: Prawdą jest, że bardzo
dawno temu byłem z nią zaprzyjaźniony, ale to ona nie chciała, żebym tak szybko
wyjechał. Damę tę poznałem w związku z festiwalem jazzowym w Pradze, na sali
koncertowej ,,Lucerna". Wtedy nawet do głowy mi nie przyszło, że stanie
się gwiazdą czeskiego filmu. Myślę, że to była dobra i odpowiednia znajomość.
Kobiety odgrywają bardzo ważną rolę w życiu mężczyzny, ale tylko wtedy, gdy są
współpartnerami w życiu, w funkcjonowaniu. Z perspektywy czasu sądzę, że gdyby
nie one - nie zrobiłbym nawet jednej setnej tego, co ostatecznie osiągnąłem.
Ale też nie wyobrażam sobie jak miałbym zawodowo współpracować z kobietą, z
którą jednocześnie jestem związany uczuciowo. Wiadomo, że takie pary twórcze
działają, ale dla mnie są to sytuacje kompletnie obce.
|
Marek Grechuta |
I. M.-B.: Preferuje
Pan formy działania zbliżone do happeningu. Czy może Pan sobie wyobrazić
sytuację brania udziału w zbiorowej wystawie prac? Co by Pan zrobił, żeby zostać
szczególnie zapamiętanym przez oglądających?
M.K.: Nie jestem w stanie nawet
sobie tego wyobrazić. To jest w ogóle niemożliwe, ponieważ z założenia nigdy
nie biorę udziału w żadnych zbiorowych wystawach – nawet gdy jestem imiennie zapraszany.
Taką mam zasadę. Seksu zbiorowego również nie toleruję. Wywodzę się ze
środowiska, które całe życie spędziło na happeningach. Wymienię tu chociażby
każde urodziny czy imieniny w, ,,Hybrydach", jam sessions albo na przykład
Jazz Camping, czyli spotkanie jazzmanów na Kalatówkach, które odbyło się czterdzieści
lat temu. Impreza niesłychanie udana, powstał o tym film. Pamiętam, gdy do Polski
w ,,mrocznych czasach" przyjechała Everyman Opera ze spektaklem ,,Porgy
and Bess". Moi koledzy pragnąc dostać się na koncert przebierali się za
lekarzy z noszami i słuchawkami. To wszystko było happeningiem. Nie pamiętam abym miał jakąkolwiek wystawę,
która by nie była związana z jakąś formą artystyczną: zawsze musiało się tam
dziać coś innego poza fotografią – ktoś grał albo śpiewał.
|
Anna German |
I. M.-B.: Czy
kiedykolwiek w życiu miał Pan pokusę, żeby zachować się wbrew etyce zawodowej?
Czy ustawia się Pan zdecydowanie przeciw paparazzim, czy też uważa, że istnieją
jakieś okoliczności, które mogłyby takie zachowanie usprawiedliwić?
M. K.: Fotoreporterzy na świecie,
ale też - niestety coraz częściej - w Polsce działają przede wszystkim w systemie paparazzo. Ja nigdy taki nie byłem. Uważałem, że być może gdzieś na świecie
takie zachowanie da się jakoś usprawiedliwić. W ,,Sex, drugs and rock'n'roll"
zamieszczane są wyłącznie tego typu fotografie. Ja nie wykonuję takich zdjęć.
Kiedy widzę jakąś żenującą sytuację, to nawet nie podnoszę aparatu do oka. Artystom za kulisami daję spokój. Chyba, że
któryś z wielkich poprosi mnie prywatnie o sfotografowanie go z polską
narzeczoną. Chętnie się zgadzam myśląc: ,,cóż to będzie za radość dla jego
amerykańskiej żony!". Ale na pewno nie działam w tym celu, żeby taki
materiał zamieścić w jakiejś gazecie.
|
Mick Jagger |
I. M.-B.: Gdyby Pan
mógł...
M.K.: Gdybym mógł... to
chciałbym jeszcze parę osób sfotografować.
I. M.-B.: Czasami…
M.K.: ... ręce mi opadają z
powodu ludzkiej głupoty. Niezbyt często, bo wytworzyłem sobie ,,ochronną skórę".
Od czasu do czasu potrafię jeszcze ukryć parę swoich stanów.
I. M.-B.: Jest Pan w tym
momencie bardzo tajemniczy. Jakie stany ma Pan na myśli?
M.K.: Nie mogę powiedzieć.
Tytułem wyjaśnienia dodam tylko, że nie chodzi ani o Stany Zjednoczone, ani o
ciążę!
|
Czesław Niemen-Wydrzycki |
I. M.-B.: Nie udało
mi się...
... wydaje mi się, że w
zasadzie w życiu zawodowym udało mi się wszystko. Ale najlepiej to ja umiem
tańczyć!
Rozmawiała: Iza Makiewicz-Brzezińska
Zdjęcia: Marek Karewicz
Marek Karewicz o swoim życiu:
…gdy miałem 7-8 lat interesowałem
się modelarstwem lotniczym. Potem zajmowałem się sportem: biegałem dookoła
stadionu, grałem w koszykówkę. Nie wagarowałem. Nawet, gdy wracałem do domu z prywatki
o siódmej, to o ósmej byłem już w szkole. Zeszytów nie prowadziłem, bo mam
umiejętność uczenia się słuchowego. Byłem dobrym polonistą, miałem
zainteresowania poza-programowe. Raz ogłosiłem w szkole, że Krasicki więcej
napisał po niemiecku niż po polsku - i moja ulubiona wychowawczyni miała z tego
powodu duże kłopoty. Udało mi się też założyć szkolny zespól jazzowy.
...w młodości brałem udział
w realizacji siedemnastu filmów. Jako operator przez pewien czas
współpracowałem z ,,Warszawską Spółdzielnią Filmową" oraz z telewizją. To
był kołchoz, w którym królowała odpowiedzialność zbiorowa. Zrezygnowałem, jako że
film w ogóle nie stwarza możliwości samodzielnej pracy: na planie zawsze są
obecne sekretarki, aktorki, tabun pracowników technicznych... A ja jestem indywidualistą,
chodzę własnymi ścieżkami.
...nie miewam tremy: po
prostu biorę mikrofon i wchodzę na scenę ,,Opery Leśnej" w Sopocie,
podczas gdy moi koledzy aktorzy cierpią na szczękościsk w garderobie.
…na trąbce i kontrabasie
przestałem grać, bo byłem za słabym muzykiem. Na szczęście dla kultury polskiej
wcześnie to zrozumiałem. W momencie, gdy po raz pierwszy w studiu radiowym nagrano
moją twórczość artystyczną – przestałem działać w tym zawodzie. W podjęciu takiej
decyzji dopomógł mi Leopold Tyrmand, który - porównując moje zdjęcia z grą na
trąbce - poradził mi, abym raczej zajął się fotografowaniem.
…już w dzieciństwie
wywoływałem papiery fotograficzne w salaterkach, bo nie było kuwet. Wybrałem zawód
fotografa, bo tego właśnie chciałem.
...myślę, że w Europie mój
styl fotografowania jest rozpoznawalny. Nie lubię tak zwanej ,,czystej fotografii".
Moje prace zbliżone są do grafiki, Zawsze operuję dość grubą fakturą, często
nadużywam nieostrości. Jeśli chodzi o fotografię czarno-białą jestem znany z
powodu niemal graficznej ziarnistości.
...specjalizuję się w jazzie.
Projektuję okładki płytowe. Mam ich już 1500. Jeśli chodzi o fotografowanie muzyków,
to faktem jest, że w Europie nie mam prawie żadnej konkurencji. Uważam, że czasy
Leonardów da Vinci dawno się skończyły: myli się ten, kto uważa, że potrafi
sfotografować dobrze wszystko. Tylko specjalizacja może ustawić człowieka na
pewnym poziomie w gronie artystów.
...bardzo dużo wystawiam w
Polsce i za granicą. Od kilku lat wspaniałym sponsorem moich wystaw jest Agfa.
W najbliższym czasie nie mam już wolnych terminów. Niedługo wyjeżdżam z jubileuszową
wystawą zatytułowaną:”This is Jazz" do Nowosybirska. W sierpniu po raz pierwszy
jadę z wystawą moich prac na zaproszenie Amerykanów do Chicago. Trochę się boję.
Jestem w trakcie przygotowywania
wielkiej wystawy poświęconej rock'n'rollowi.
...przez ponad czterdzieści
lat zajmowania się fotografią zgromadziłem archiwum liczące około dwóch milionów
negatywów. W dziedzinie muzyki sfotografowałem prawie wszystkich, którzy się
liczą na świecie. Nie mam tylko portretu Armstronga, ponieważ w tym przypadku okazałem
się zbyt leniwy. Teraz zupełnie tego nie rozumiem. Nie musiałem przecież nawet
wyjeżdżać do Nowego Jorku! Zresztą wtedy taki wyjazd byłby zupełnie
niemożliwy, przede wszystkim dlatego, że nie dostałbym paszportu. To były inne
czasy, z czego nie wszyscy dziś zdają sobie sprawę.
...być może jednym z
ważniejszych powodów ścisłego trzymania się tematyki muzycznej w dziedzinie
fotografii są moje rozliczne zainteresowania. Jestem disc jokeyem w warszawskim
,,Remoncie", podobno należę o czołówki specjalistów w zakresie organizowania
dużych „markowych” balów, dobrze znam się na tańcu i muzyce rozrywkowej, trochę
piszę. Nie umiem liczyć, więc nie ma mowy o tym, żebym mógł być Leonardem!
...moją mocniejszą stronę –
jeśli chodzi o fotografię - stanowi doradztwo. Kiedy przychodzi do mnie młody człowiek
z zestawem zdjęć, to jestem mu w stanie powiedzieć, co ma zrobić, żeby jego
fotografia była lepsza. Sam uczyłem się kompozycji w Liceum Fotograficznym na
ulicy Spokojnej w Warszawie u Mariana Dederki. Korygował on zdjęcia w sposób
idealny: brał nożyczki, ciął i powstawała wspaniała fotografia, a jej autorowi wcześniej
nawet do głowy nie przyszło, że taki może być efekt końcowy.
...ponad trzydzieści lat temu
sam też zostałem pedagogiem. Będąc kierownikiem artystycznym pracowni fotograficznej
w Pałacu Młodzieży stosowałem niekonwencjonalne i nowoczesne techniki
nauczania. Prowadziłem też kursy fotograficzne. Wśród uczniów znaleźli się
między innymi Tomek Sikora, Jerzy Kośnik, Tadek Późniak. Moja praca pedagogiczna
polegała również na uczeniu ich wolności. W pracowni - jako jedyni w Pałacu -
nie musieli zakładać kapci; mogli chodzić w butach. Przy okazji nauki
fotografii słuchaliśmy dobrej muzyki z przynoszonych przeze mnie płyt. Odwiedzały
mnie tam wówczas wielkie gwiazdy polskiego
„big-beatu". Po swoje zdjęcia przychodzili między innymi Karin Stanek, Kasia
Sobczyk, Ewa Demarczyk, Trubadurzy, Niebiesko-Czarni, Czerwono-Czarni. Moi
uczniowie mogli ich sobie potrzymać za rękę.
...wprawdzie obecnie nie ma w
Polsce szkolnictwa fotograficznego z prawdziwego zdarzenia, ale z drugiej
strony niekiedy stykam się z młodymi, którzy chcą zajmować się fotografią – w
ogóle nie mając o niej pojęcia. Mogę ich uczyć sposobu patrzenia, ale nie będę
tłumaczyć w jaki sposób zbudowany jest obiektyw. A po ukończeniu kursu jedyny nurtujący
ich problem zawarty jest w pytaniu: jak zarabiać pieniądze?".
|
Zespół Budka Suflera |
|
Zespół Skaldowie |
|
Włodzimierz Nahorny |
|
Ewa Demarczyk |
|
Ewa Bem z zespołem |
|
Zespół Czerwone Gitary |
|
Jazz Camping Kalatówki |
|
Zespół Niebiesko Czarni |
|
Zespół Polanie |
|
Tadeusz Nalepa - zespół Breakout |
Marek Karewicz - All That Jazz
This is a recreated interview with Marek Karewicz, one of the best photographers of the world music scene, originally done by Iza Makiewicz-Brzezińska in 1997. The accompanying photos portay top personalities of world and Polish jazz and Polish big beat.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz