niedziela, 23 września 2018

Agfa Scala 200x, czyli krótkie rozważania na temat odroczonej gratyfikacji

Doradcy finansowi i personalni posługują się czasem terminem "odroczona gratyfikacja", aby namówić nas na inwestowanie długoterminowe, lub odrzucenie komfortu wypoczynku w fotelu przed telewizorem na rzecz biegania. Pojęcie jest znane od dość dawna i przeszło długą drogę od amerykańskiego eksperymentu z karmieniem dzieci piankami do zastosowań w socjotechnice.


Uwierzywszy w takie namowy, niektórzy  są w stanie wyrzec się natychmiastowej przyjemności i pracować na rzecz dobroczynnych skutków w przyszłości. Jeśli jednak spojrzymy na to, jak "konsumujemy" wykonywane przez siebie zdjęcia, odroczona gratyfikacja prawie przestała istnieć w fotografii. Natychmiast widzimy rezultat; mało tego: smartfony i aparaty bezlusterkowe często pozwalają nam zobaczyć efekt zdjęcia zanim je zrobimy. Chcemy mieć wszystko, tu i teraz, a nawet jeszcze zanim się wydarzy. I jesteśmy uzależnieni od natychmiastowej gratyfikacji.
Dlatego od czasu do czasu zakładam do starej lustrzanki rolkę slajdu Agfa Scala 200x. Na początku powrotu do fotografowania na materiałach srebrowych nie było łatwo. Po wyzwoleniu migawki odruchowo szukałem guzika, którego wciśnięcie pozwoliłoby mi zobaczyć wykonane zdjęcie. Odczuwałem niepokój świeżo upieczonego abstynenta, że nie dostaję od razu tego, czego organizm się domaga. Ale odkryłem, że fotografia zwana obecnie - niesłusznie zresztą - analogową, jest doskonałą odtrutką na uzależnienie od natychmiastowej gratyfikacji, uczy cierpliwości i daje dreszczyk emocji nieporównywalnie większy, a wynikający z niepewności, co się zarejestrowało na kliszy.
Musiałem od nowa nauczyć się - nieco już zapomnianego - oczekiwania na ujrzenie rezultatów wciśnięcia spustu migawki. Naświetlam kilka rolek filmu, wysyłam je do profesjonalnego wywołania do innego miasta i po kilku miesiącach od rozpoczęcia pierwszego z naświetlonych filmów dostaję z powrotem oprawione w ramki slajdy. Wkładam je do magazynka, czekam na wieczór i rzucam na ekran. Przyjemność jest znacznie większa niż z oglądania co sekundę właśnie zrobionego zdjęcia na ekranie smartfona, ponieważ stanowi kumulację wielomiesięcznego oczekiwania; i wcale nie uważam, że jest to przyjemność masochistyczna. Odroczona gratyfikacja działa w fotografii tak samo, jak w każdej sferze życia; tak jak w inwestowaniu w długoterminowe instrumenty finansowe, tyle że frajda jest znacznie większa.
 





 
 
 







 


 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Edward Hartwig: Przypadek według Edwarda H.

  Rekonstrukcja rozmowy jaką w roku 1997 Iza Makiewicz-Brzezińska odbyła z gigantem polskiej fotografii – Edwardem Hartwigiem. Iza M...